Dzień po…

By | 16 października 2020

Tekst Mrarcina Szymańskiego [Zebka] znanego Wam z wcześniejszego artykułu – Listu otwartego do prof. Andrzeja Rzeplińskiego.

Był w latach bodaj sześćdziesiątych taki film katastroficzny, noszący znamienny tytuł „The day after”. Jego dosłowne tłumaczenie posłużyło mi za tytuł tej pisanki.

Różnica pomiędzy treścią i przesłaniem filmu, a treścią pisanki jest wielka,  o czym Czytelnicy po jej lekturze się przekonają.Film, ze znakomitą rolą Gregory Pecka, niósł przesłanie – ostrzeżenie dla ludzkości, do czego może prowadzić wojna, w której wykorzysta się wszelkie dostępne środki zniszczenia.

Moja pisanka niesie – jak myślę, nadzieję na normalność. Normalność  w naszym dawnym świecie zawodowym. Normalność w służbach specjalnych

Służby specjalne, to szczególny element aparatu administracyjnego każdego państwa. Pozwolę sobie na porównanie go do instrumentu muzycznego. Niesłychanie precyzyjnego i skomplikowanego, może nie tyle w budowie, ile   w umiejętności gry na nim. Bardzo trudnego do opanowania. Grający musi przede wszystkim poznać jego budowę, a dopiero w dalszej kolejności możliwości instrumentu. Jak każdy adept sztuki muzycznej, musi – powinien, jeszcze wcześniej poznać nuty. A jeszcze wcześniej ktoś z zewnątrz musi sprawdzić, czy adept ma słuch muzyczny. Bo może mieć, na przykład pierwszy stopień muzykalności, polegający na tym, że rozróżnia, kiedy grają, a kiedy nie. I wtedy już wiadomo, że adept powinien zmienić zawód. Skorzystać ze starego polskiego przysłowia: „nie pchaj się na afisz, jak nie potrafisz”. Bo inaczej dochodzimy do drugiego stopnia muzykalności: „mnie tam muzyka w tańcu nie przeszkadza”. Jak w każdej dziedzinie życia, w każdej specjalności, trafiają się talenty – samorodki. Również w dziedzinie służb specjalnych. Jednakże ludzie prawdziwie utalentowani wiedzą, że oprócz talentu konieczne jest mistrzowskie opanowanie techniki gry. Zatem najpierw solidne teoretyczne przygotowanie zawodowe, a później intuicyjne i perfekcyjne poruszanie się po klawiaturze instrumentu. Ale, ponieważ świat jest niedoskonały, bo talenty są rzadkie, a przeważaj    w nim średniacy, cała sztuka polega na tym, żeby ci średniacy stali się solidnymi  w swoim fachu rzemieślnikami. Jak w każdej przyzwoitej szkole muzycznej, nauczyciele powinni zdecydowanie górować nad uczniami pod każdym względem. Mieć przede wszystkim łatwość w przekazywaniu posiadanej wiedzy. I mieć co przekazać. Szkolenie adeptów sztuki w tej wyjątkowej dziedzinie jest procesem długotrwałym. Trwa kilka lat. Można z czystym sumieniem rzec, że  adept pełną wartość zawodową osiąga w przedziale czasowym 4 – 7 lat. Zależy to zarówno od jego predyspozycji osobistych, jak i możliwości zewnętrznych, nazwijmy to zakresem dostępności do partytury. Jeśli ma stosowną ilość utworów do opanowania, osiąga mistrzostwo wcześniej. Jeśli baza muzyczna jest ograniczona, proces szkolenia przedłuża się ponad normę.

Uwaga ogólna: cały czas funkcjonuje założenie, że nauczyciele są co najmniej sprawni zawodowo i zależy im na dobrych wynikach nauczania.

Spróbujmy zejść teraz z tej partytury  na ziemię i wrócić do służb specjalnych. Powróćmy do korzeni powstania służb specjalnych po 1990 r.

Kiedy w 1990 r w miejsce PRL – owskich służb specjalnych cywilnych   i wojskowych powołano Urząd Ochrony Państwa  oraz Wojskowe Służby Informacyjne, stanowiska robocze i niższe kierownicze obsadzono ludźmi z dawnych służb. Było to logiczne i uzasadnione. Istniała ciągłość Państwa, czego nikt przy zdrowych zmysłach w tamtym czasie nie kwestionował. W służbach pozostali niewątpliwi zawodowcy. Zawodowcy, przy których „przyuczali się do zawodu” nowi ludzie. Byli to wybrańcy wywodzący się głównie, choć nie tylko, z dawnej organizacji o nazwie „Wolność i pokój”. Przez nową władzę od razu wsadzeni na wysokiego konia, bo w większości objęli wysokie stanowiska kierownicze w UOP. Wiedzę  o służbach specjalnych czerpali – jak to w przypływie szczerości określił jeden z nich, z powieści sensacyjnych Roberta Ludluma. Byli też zdecydowanie nieufni wobec starych esbeków. Żeby nie powiedzieć – wrodzy. Niektórzy z nich potrafili wznieść się ponad własne uprzedzenia, jednak większość z nich nie umiała, a nawet po prostu nie chciała zrozumieć, że starzy esbecy są po prostu nie tylko lojalni wobec nowej władzy, ale że są zwolennikami zaszłych po 1989 r zmian. Co więcej, sami do tych zmian się znacząco przyczynili. Że, wreszcie – bez nich, bez ich zaangażowania, te zmiany były po prostu niemożliwe.

Nie będę się rozpisywał, kto, kiedy i jak kierował służbami, ani też o tym, jak się przekształcały.

Ważniejsze w moim przekonaniu jest to, że stawały się coraz bardziej upolitycznione. Każda nowa ekipa rządząca starała się przejmować pełną kontrolę nad nimi, żeby je wykorzystywać do bieżącej walki ze swoimi przeciwnikami politycznymi, czyli każdorazowo z aktualną opozycją. Ale też do zwalczania swoich faktycznych, czy też urojonych przeciwników w swoim obozie.

I tak to, niestety, ciągnie się do dzisiaj.

Namnożyło się nam w ciągu ostatnich lat sporo służb specjalnych – jak to barwnie określił w swoim czasie reżyser, nieodżałowanej pamięci Kazimierz Kutz, tajnych, jawnych i dwupłciowych. Tworzonych na zapotrzebowanie polityczne kolejnych bonzów partyjnych, żeby nie rzec – kacyków. Niektórzy z nich ciągle jeszcze trwają w polityce i niestety, ciągle mają głos decydujący w sprawach państwowych. A służby już nawet nie ukrywają, że są partyjne, a nie państwowe. Może to i lepiej. Nikt nie ma złudzeń, komu naprawdę służą.

W ten sposób doszliśmy, mówiąc kolokwialnie, do ściany. Czyli do punktu,     w którym to szaleństwo powinno zostać zakończone. Punkt, w którym powinien się rozpocząć proces naprawy służb, czy też szerzej mówiąc, naprawy państwa. Czyli zaraz po wygranych wyborach jesiennych tego roku.

Co należy – moim skromnym zdaniem,  zrobić?

Zacznijmy od zdefiniowania celu: Jest nim taka przebudowa – odbudowa służb specjalnych, aby służyły  P a ń s t w u,  a nie chorym prywatnym ambicjom. Aby ściśle przestrzegały prawa i nie zapominały o czymś, co już zostało bez mała całkowicie zapomniane – o duchu prawa, czyli o moralności i przyzwoitości, wynikających z głębokiego humanizmu (lekka paranoja: moralność, przyzwoitość i służby specjalne. Ale zaręczam, że to możliwe).

Jak to zrobić? Myślę, że niezbędne będą kroki radykalne. Postaram się je wypunktować.

Likwidacja jednej ze służb specjalnych – CBA. Jest to struktura ściśle polityczna, stworzona i wykorzystywana tylko w jednym celu – niszczenia wszelkich przeciwników, nie tylko politycznych – realnych, ale i urojonych także. Utworzona przez tych samych ludzi, którzy nią i państwem przy okazji obecnie rządzą. Za takim rozwiązaniem przemawia również i to, że nie zmieniła swoich celów i metod działania również w czasie rządów poprzedniej ekipy PO – PSL. Służą w niej bez wątpienia również ludzie ideowi i niepodatni na wpływy polityczne, ale w moim odczuciu są w zdecydowanej mniejszości. Tychże ludzi z powodzeniem można zagospodarować w policji z pożytkiem dla tej ostatniej. Zwłaszcza w świetle policyjnych braków kadrowych. Co do reszty – sami zadecydują, jak się odnaleźć w nowych realiach zawodowych. Jeśli są ludźmi inteligentnymi, znajdą stosowne zatrudnienie tam, gdzie na ogół trafiają dawni funkcjonariusze służb. Jednakże nie mogą mieć dostępu do aparatu państwowego, również w sferze gospodarczej (spółki skarbu państwa).

Głęboka przebudowa kadrowa ABW i wojskowych służb specjalnych.   W przebudowie tej powinni uczestniczyć w pierwszym rzędzie zwolnieni przez obecną ekipę funkcjonariusze, ale przede wszystkim ci, których dotknęła jedna    i druga ustawa represyjna. I nie chodzi mi tutaj ani o zadośćuczynienie moralne dla tych ludzi, ani też o zemstę, czy zagranie na nosie dwom partiom pospołu – PO i PiS. Chodzi mi wyłącznie o to, że ci funkcjonariusze ciągle jeszcze są dobrymi zawodowcami. Do tego zawodowcami – państwowcami. Udowodnili to niejednokrotnie. Zarówno w czasie swojej służby w szeroko pojętej SB, czy  w przypadku wojska WSW, kiedy całym sercem popierali zmiany demokratyczne począwszy od nawiązania dialogu z ówczesną opozycją, jak i później, po pozytywnej weryfikacji, kiedy to potrafili spożytkować swoją wiedzę i zdolności na rzecz naszego wspólnego Państwa. Mówiąc o uczestnictwie w przebudowie nie mam tu na myśli czegoś takiego, jak masowy powrót do służby wszystkich wyrzuconych po 2015 r. Jestem zdania, że powinni zostać wykorzystani przede wszystkim w charakterze doradców – konsultantów, zwłaszcza w procesie weryfikacji kadr, w tym głównie kadry kierowniczej w tych służbach. Musi to objąć głównie okres ostatnich czterech lat, bo przecież ten okres, to czas maksymalnego „czyszczenia” służb z – jak to było określane, złogów postkomunistycznych. Jestem przy okazji pewien, że zapomną w tym procesie o osobistych krzywdach, że potrafią obiektywnie oceniać weryfikowanych. Że -– wreszcie, zrobią to rzetelniej, niż sami byli w swoim czasie weryfikowani. Bo będzie im przyświecał inny cel – odbudowa Państwa, a nie zawłaszczanie go.

Dokonanie dogłębnej analizy zastanego stanu rzeczy, określenie aktywów   i pasywów zarówno w wywiadzie, jak przede wszystkim kontrwywiadzie. Jednym słowem, sporządzenie rzetelnego bilansu otwarcia.

Zdefiniowanie, na podstawie analizy, aktualnego stanu zagrożeń i opracowanie zarysu planu działania tych służb, szczególnie w zakresie odbudowy zaufania obywateli do Państwa w kontekście pozyskiwania wartościowej agentury. Piszę wyraźnie – A G E N T U R Y. Bo to człowiek jest w tej grze najważniejszy. Technika jest tylko jego uzupełnieniem. Niekiedy bezcennym, ale jednak tylko uzupełnieniem. W tym samym punkcie umieszczam odtworzenie kadry naukowo dydaktycznej w ośrodkach szkolenia służb specjalnych. Uczyć innych mogą tylko ludzie, którzy są przede wszystkim praktykami, a nie teoretykami – nawet ze znaczącym dorobkiem naukowym. Nie powinien tam wykładać przedmiotów operacyjnych nikt, kto nie ma na koncie co najmniej 10 werbunków. I to dobrych werbunków.

W kontekście punktu poprzedniego: Nowe kierownictwo Państwa na wniosek kolegium składającego się z szefów służb specjalnych, musi doprowadzić do uchwalenia nowej, specjalnej ustawy, chroniącej agenturę. Przepisy RODO tu nie wystarczą. Trzeba uniemożliwić raz na zawsze dostęp do danych agentury ludziom ze służbami nie związanym. A szczególnie politykom i dziennikarzom (czy może poprawniej byłoby „politykom” i „dziennikarzom”). Tak sobie marzę – dobry proces pokazowy jednego z tych „polityków” może by skutecznie zniechęcił kolejnych durniów do epatowania świata wiedzą specjalną.

Ostatnie, co przychodzi mi na myśl, a co nieodzownie i bezwzględnie należy zrobić, to zabranie z zasobów IPN wszystkich archiwalnych materiałów agenturalnych i fizyczne zniszczenie ich, aby już nigdy więcej żaden dureń, czy pseudohistoryk (określenia zamienne) nie niszczył ludzi, współpracujących  z własnym Państwem.

To, co powyżej napisałem, jawi mi się, jako znaczący, a wręcz konieczny element naprawy Państwa. Zdemolowanego w każdej praktycznie dziedzinie. Niekiedy od dawna i z premedytacją zdemolowanego. Sztandarowym przykładem jest nie istniejąca – de facto, służba cywilna. Jej niszczenie rozpoczęło się, kiedy w 1997 r rządy objęła niesławnej już pamięci AWS. Kolejne rządy doprowadziły do jej faktycznego rozpadu. Istnieje tylko w formie szczątkowej. Jej miejsce zajęły na szczeblu ministerstw i urzędów centralnych dziwaczne i kosztowne twory – gabinety polityczne. Obsadzane śmiesznymi ludzikami bez żadnych kompetencji, ale za to z dużymi uprawnieniami faktycznymi, lub urojonymi. Takimi „misiewiczami”, obecnymi zresztą w każdej z dotychczas rządzących partii. Dla jasności – „misiewicze”, to nie przytyk do nazwiska. To tylko symbol niekompetencji i zadęcia, żeby nie rzec, sobiepaństwa.

I co Wy na to – mili moi: emerytki i emeryci mundurowi?

Dziękujemy autorowi za opublikowanie materiału.

Zapraszamy do komentarzy.

2 thoughts on “Dzień po…

  1. izabella jaros

    Dobra ocena, śmiałe propozycje. Ale w mojej ocenie to mrzonka. Pokaż mi polityka, który odważy się postawić na byłych SB-ków. Oni nawet nie mają śmiałości powiedzieć, że obie ustawy dezubekizacyjne kłócą się z zasadami demokratycznego państwa prawa. Tu zaraz ktoś powie „ale Lewica..”. Nasze głosy dla nich to było być albo nie być, a przecież nie wystarczyły, by lewica uzyskała większość w Sejmie. I nie dadzą większości w następnych wyborach. A potem czy będziemy jeszcze w stanie pociągać za jakieś sznurki? azi

    Reply
  2. Mieczysław Malicki

    Mrzonka? Ale ukazująca problem, problemy, a wręcz tragizm. To nie jest pisanka ot tak dla porywania ludzi.
    Marcin porusza jedną z kwestii, jeden z elementów istotny dla funkcjonowania służb specjalnych, istotny dla ich funkcjonowania w przyszłości, w najbliższym czasie.
    Tak, na dziś żaden z polityków nie postawi na byłych funkcjonariuszy SB. A jeżeli gdziekolwiek się wypowie ad ustaw dezubekizacyjnych to ukazuje niewiedzę w zakresie podstawowych spraw z tym związanych.
    Też tak na Twoje stwierdzenie: „…Nasze głosy dla nich to było być albo nie być, a przecież nie wystarczyły, by lewica uzyskała większość w Sejmie. I nie dadzą większości w następnych wyborach.”.
    I należy to wyrażać głośno! Tym partiom z którymi mamy jakieś kontakty (mamy – obojętnie jakiego zakresu kontaktów to dotyczy). Jeżeli masz na myśli Lewicę to im to powiedzmy wprost : teraz was nie poprzemy, bo …itd! My powiedzmy, bo oni (żadna partia) w to nie uwierzy do swojego własnego końca.
    Temat ten – bardzo ważny- nie istnieje jednak na platformach SEiRP ani Federacji SSM – chyba, że obgadywany tajnie.

    Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.