7 kwietnia.
Miałem od rana kontynuować te bzdury statystyczno – sprawozdawcze, ale gdzieś tak koło 9,00 zadzwonił Zastępca ds. Operacyjnych (to znaczy przysłał sekretarkę) i wezwał mnie na bardzo ważną naradę. Już na wejściu kazali mi wyłączyć komórkę i odłożyć na biurko u sekretarki – jak powiedziała siksa ma być bardzo tajnie. Wszedłem, w środku taki zbiór, że mnie zatkało: Szef ABW, z jakąś sekretarką z laptopem, Prokurator Wojewódzki, jakiś poseł tak ważny, że witając się podał tylko dwa palce i mnogo innych. Na wstępie kazano podpisać oświadczenie o zachowaniu treści narady w tajemnicy, a potem się zaczęło. Jak wyjaśnił szef ABW zachodzi konieczność likwidacji wyjątkowo groźnej grupy terrorystów; istnieje bardzo poważne zagrożenie materiałami wybuchowymi, kto wie jak są uzbrojeni. Historia jest poważna, gdyż zagrożone jest bezpieczeństwo Pierwszego Obywatela Rzeczpospolitej. Otóż wnuczek Pierwszego Obywatela Rzeczpospolitej nauczył dziadka obsługi komputera i chodzenia po prostych aplikacjach po necie. Dostojny dziadek (pewnie w ślad za wnuczkiem) założył sobie konto na popularnym portalu społecznościowym „Nasza Piaskownica”, bywa też na podobnym portalu „Nasze Podwórko”. Niestety tożsamość Pierwszego Obywatela Rzeczpospolitej została zidentyfikowana, w związku z czym znalazł pod swoim adresem taką serię słów powszechnie uznanych za robaczywe, że teraz się boi wchodzić do „Naszej Piaskownicy”. Co gorsza na obu portalach pojawiła się na pewno zorganizowana jaczejka terrorystów, których hasłem jest wierszyk: „Niech ktoś znajdzie jakąś bombę i załatwi nam tę trąbę”. Macki zbrodniarzy sięgnęły nawet You Tube, gdzie wierszyk doczekał się premiery muzycznej. Nie ulega wątpliwości, że tropy sięgają wschodu, bowiem inkryminowany wierszyk pojawił się w czasie wizyty Pierwszego Obywatela Rzeczpospolitej w jednej z kaukaskich republik, gdzie dokonywano próby tajnej broni – procy strategicznej.
Pierwszy Obywatel Rzeczpospolitej poskarżył się na doznany despekt mamusi, która uruchomiła parlament, a konkretnie Komisję ds. Służb, Ministerstwo SW, wojskowe i cywilne służby tajne, jawne i mieszane. Pod wpływem powszechnego oburzenia parlamentarzystów spontanicznie do działań włączyły się: Państwowy Nadzór Weterynaryjny, Inspekcja Gospodarki Samochodowej, Straż Przyrody, Nadzór Budowlany i wiele innych.
Środki na sfinansowanie działań (budżet państwa jest dziurawy jak durszlak) wyłożyły SKOK-i. Dzięki ogromnej pracy operacyjnej udało się zlokalizować siedzibę zbrodniczej organizacji, w jednym z mieszkań na terenie naszego miasta. Oczywiście wszystkie służby dały wszystko, co mieli najlepszego, poza benzyną, bo tej nie ma, ale poseł (jak się okazało z Komisji ds. Służb) osobiście załatwił dwa 20-litrowe kanistry z funduszu na prowadzenie biura poselskiego.
Oczywiście na mnie się rzucili, żebym dał najlepszych pirotechników, odparłem, że zostało mi dwóch: „Zagryź” i Alik, bo reszta po najnowszym pomyśle z dzieleniem pensji na drobne – rzuciła robotę i teraz czekają na L-4 na emeryturę. Tym niemniej oferta – jak powiedział głównodowodzący z ABW – kolegów „Zagryzia” i Alika została przyjęta. Dodałem jeszcze, że też wezmę udział w akcji, wraz z „„Malutkim” i „Negocjatorem”. Sekretarka natychmiast przygotowała również dla nich oświadczenia o tajemnicy i poszła ze mną, by dokonać formalności. Bardzo była zdziwiona osobą Alika, jak się okazało raz wydrukowany tajny dokument jest święty i musi wrócić do archiwum. Nie było rady – kazaliśmy Alikowi złożyć odcisk łapy.
Godzinę później – pojechali……
Pełen sukces – zbrodniczą, terrorystyczną jaczejką okazał się 11-letni chłopaczyna, którego trzeba było przywieźć do Komendy. Bardzo się cieszył, że pozna nasze systemy komputerowe. Jak się zorientowałem, chłopaczek miał o komputerach wiedzę sporą, dużo ponad to, co o nich wie nawet Dyrektor Biura Informatyki KGP….
I tak zakończyła się jedna z najbardziej kluczowych akcji antyterrorystycznych, w jakich brałem udział, cóż każdy ma takich terrorystów na jakich zasługuje….
8 kwietnia.
Dzisiaj z samego rana poczta przyniosła coś niezmiernie ciekawego, a mianowicie zaproszenie na „Uroczystą Akademię Okolicznościową, połączoną z sesją naukową: XXV Lat Kryzysu Policji”. O, k…, nawet nie wiedziałem, że to już srebrne wesele tego cyrku. Muszę przyznać, że program sesji naukowej rysuje się bardzo ciekawie, przewidujący referaty:
- Doktryna Tuskizmu-Schetynizmu w genezie kryzysu w Policji.
- Piteryzm stosowany, a praktyka juliowozów.
- Częstotliwość przejściowości trudności finansowych Policji na tle zasad bankowości w Górnej Wolcie.
- Wpływ chińskich zupek na zdobywanie gwiazdek oficerskich.
- XXV lat walki z wrogiem wewnętrznym BSW, na przykładzie sabotażu czajnikowego i ekspresowego.
- Reforma emerytalna a proces zwijania się Policji.
- Oszczędności w dziedzinie zużycia spinaczy i zszywek – teoria i praktyka.
- Proces likwidacji ośrodków Szkolenia Policji na tle oszczędności w wydatkach na żywienie kursantów.
- Upadek Małego Rycerza na mordę – studium historyczne.
- W rocznicę manifestacji służb mundurowych w Krakowie, Gdańsku, Poznaniu, Warszawie – studium historyczno – martyrologiczne.
- IPN na tropie wypaczeń odchylenia schetynistycznego.
- Dyskusja.
Podobnie ciekawie rysuje się program Akademii. Przewidziano między innymi koncert zespołu „Brygada Kryzys”, wiązankę pieśni b. słuchaczy szkół policyjnych: „My z głodujących wsi”. Koncert chóru rewelersów policyjnych: „Naprzód w dziurawych butach”.
W kuluarach przewidziano wystawę fotogramów obrazujących stan jednostek policyjnych, radiowozów, wyposażenia służbowego (nawet słynnych dziurawych pałek) itp.
Rzeczywiście ciekawe, pewnie się wybiorę, chłopaków też zachęcę….
9 kwietnia.
Zaraz z samego rana wezwał mnie telefonicznie (to znaczy przyszła sekretarka) Zastępca ds. Operacyjnych. Był też u niego Zastępca ds. Prewencji i jakichś dwóch facetów z Warszawy. Jak się okazało – a rzeczywiście słyszałem coś o zmianach kadrowych w Biurze Operacji Antyterrorystycznych – był to nowy Naczelnik Wydziału Planowania i nowy zastępca. Obaj niedawno awansowali, jako wybitni fachowcy. Jakoś tak, przy kawie podpytaliśmy ich o doświadczenie zawodowe, oczywiście w sposób mocno zakamuflowany. Okazało się, że to fachowiec nad fachowcami: ten młodszy (podinspektor) był wykładowcą etyki w szkółce policyjnej, która niedawno zbankrutowała z braku słuchaczy, a starszy (Mł. Inspektor) pełnił niezwykle odpowiedzialną funkcję w Biurze Kadr – ewidencjonował pudełka na odznaczenia resortowe. Teraz obaj wzięli się za operacje antyterrorystyczne.
Obaj fachowcy przedstawili swoje credo zawodowe, sugerując, że nasza jednostka zostanie potraktowana jako wdrożeniowa nowych pomysłów; obaj też nie mogli się nachwalić nas, na podstawie informacji jakiegoś kontrolnego buca (chodziło o zabezpieczenie telefonów plombami z plasteliny). Otóż – jak obaj fachowcy zgodnie twierdzili – dość z partyzantką i podejmowaniem akcji ad hoc. Akcje mają być z góry przewidziane, zaplanowane, zaopatrzone w harmonogram, listę osób odpowiedzialnych itp. bajery. Nie może tak być, by w każdej porze dnia dyżurny ogłaszał alarm i uruchamiał operacje, np. poszukiwania bomby. Poszukiwania bomb powinny się odbywać w stałych terminach, w godz. od 8 – 16-tej, bo to nie komplikuje grafiku służby. To samo z odbijaniem zakładników. Jak taki zakładnik już siedzi w niewoli, to może przecież posiedzieć do 8 rano, oczywiście z wyłączeniem wolnych sobót i niedziel oraz świat. Porządek i dyscyplina musi być – przekrzykiwali się jeden przez drugiego.
Wręczyli obu szefom z dwustukartkowy memoriał. Szefowie memoriał wzięli, jakoś tylko dziwnie się zachowywali, cały czas milczeli i tylko to jednego, to drugiego łapał atak kaszlu.
Następnie Zastępca ds. Prewencji zabrał obu do bufetu, by się posilili po tak wielkim wysiłku. Zostałem sam z Zastępcą ds. Operacyjnych. Dał mi te szpargały i scharakteryzował swoje głębokie przemyślenia w temacie. Mówił długo, niestety żadne z wypowiedzianych słów, ani zdań nie nadaje się nawet do najbardziej liberalnego druku….
Najgorsze, że idąc na drugie śniadanie – fachowcy zapowiedzieli wizytację u nas. Na szczęście zdążyłem wrócić, ogłosiłem niespodziewany alarm bombowy – wywiesiliśmy na drzwiach kartkę; „Wyjazd na poszukiwanie bomby w metrze” (w naszym mieście nie ma metra) i na resztach benzyny ewakuowaliśmy się na poligon….
10 kwietnia.
Cóż zrobić z tak pięknie zaczętym dniem, tuż przed świętami – siedziałem i myślałem, aż tu zadzwonił telefon. Kapelan, pyta grzecznie czy może do nas przyjść na „jajeczko”. Mówię, nie ma sprawy, tyle że nie mamy jajeczka, bo już dawno zabronili używać maszynek elektrycznych, więc nie ma na czym ugotować. Na to księżulo mówi, że też nie ma sprawy, ma swoje, ale zawsze jajeczko można zastąpić śledzikiem. Oj, myślę sobie – dobrze jest. Posłałem któregoś z chłopaków do bufetu po półmiseczek śledzi w oleju, a „Krótkiego” na resztkach benzyny do księgarni, po …dużą książkę, po namyśle dodałem, że może być nawet w dwóch tomach.
Parę minut później dzwonek do drzwi z zamkiem szyfrowym – otworzyłem – jako żywo Kapelan, nawet Alik go powitał majdając ogonem. Zaprosiłem do sali odpraw, gdzie chłopaki przygotowali talerzyki, półmiseczek ze śledzikami, chlebek, naczyńka itd. Kapelan – bardzo wytworny w mundurze z koloratką, sięgnął do kieszeni spodni i wyjął zmięte i pomarszczone jajo na twardo, oblepione paprochami z tytoniu. Mówi: „wszędzie nie mieli, bo nie ma na czym ugotować, ale ja noszę takie jajo, jakby to powiedzieć …dyżurne”. „Malutki” zaraz też z należytym pietyzmem położył jajo dyżurne na talerzyku, przyozdobił paprotką i od razu nastrój się zrobił taki świąteczny, zwłaszcza że jak raz wrócił „Krótki” z księgarni, więc można było rozlać.
Siedliśmy, wypiliśmy, zakąsiliśmy śledzikiem. Księżulo był rozanielony, mówi że już był w kilku wydziałach, ale wszędzie sztywno, przyszedł do nas, bo uchodzimy za ostoję normalności w tym burdelu. Pytam się jak mu się udało do nas dodzwonić. „Proste” – powiada – „mnie też odcięli telefony, ale powiedziałem szefowi, że będę spowiadał przez telefon, to nie tylko mi przywrócili wewnętrzny, ale i dostałem wyjście na miasto i komórki”.
A dalej było bardzo wesoło, świątecznie, czego i wszystkim życzę.
14 kwietnia.
No, dzisiaj dali czadu – zwyczajnie wirus puławski. Koło 10-tej zwołali cały stan na odprawę w największej sali i tam, jakiś bałwan z KGP przedstawił nowe zasady rozliczania służby patrolowej. Otóż bowiem warszawka doszła do wniosku, że służba patrolowa wymaga zupełnie nowego systemu rozliczeń statystycznych, mogących – jak twierdzono – dokładniej rozliczać wysiłek funkcjonariusza w służbie. Zasady wchodzą w życie od 16-tego. Mają polegać na tym, że każdy funkcjonariusz pełniący służbę pieszą musi ja przeliczyć na kroki, przy czym zakłada się, że jeden krok ma długość 0,7 m. Po zakończeniu służby ilość kroków wpisuje się do specjalnego zestawienia statystycznego o symbolu SP 1 (praktyczny druczek formatu A-4). Ilość kroków należy przeliczyć na metry, a te na kilometry. Jak w patrolu jest dwóch – to oczywiście dwa druki. Przełożony ma pozbierać wypełnione druki od swoich i zrobić zestawienie SP 2 (też praktyczny formularzyk formatu A-3) sumujące kroki, metry i kilometry. Równocześnie funkcjonariusze pełniący służbę w radiowozach mają sporządzić zestawienie SR 1 wpisując liczbę kilometrów (jak dwóch to dwa druczki), a przełożony na tej podstawie sporządzi zestawienie SR 2. Te same zasady dotyczą funkcjonariuszy pionów operacyjnych, dzielnicowych, techników itd. W wypadku, gdy w czasie służby zajdzie konieczność biegu należy policzyć kroki i przeliczyć je licząc po 1 m. za każdy krok, co ma być wpisane do odrębnych rubryk formularza. Funkcjonariusze pełniący służbę na rowerach sporządzają formularz SW 1, a jeżdżący konno formularz SK 1. Oczywiście i wówczas sporządza się zestawienia zbiorcze. Komendant jednostki ma obowiązek sporządzić zbiorczy formularz SP/SR/SW/SK 3 i kurierem przekazać do jednostki nadrzędnej, gdzie będzie sporządzone zestawienie dobowe, które faksem pojedzie do Warszawy. W ten sposób będzie można dokładnie obliczyć statystycznie proporcje służby pieszej do zmotoryzowanej (konnej, rowerowej) i dokładnie policzyć wszystkie proporcje – zapewniał prelegent. Zarządzenie obowiązuje bezwzględnie, a winni niedociągnięć ścigani dyscyplinarnie.
Niestety, mimo wielu pytań nie udało się ustalić po co ten nowy wynalazek – ogólna odpowiedź była, że Warszawa musi wiedzieć co się w kraju dzieje…. Pewna konsternację wywołało pytanie jak potraktować rolki (mamy dwa patrole na ciągach spacerowych, jeżdżące na rolkach – okazały się bardzo praktyczne). Prelegenta zamurowało, na wszelki wypadek dodał, że odpowiednie formularze do rolek są właśnie w opracowaniu….
Jak się okazuje Warszawa zupełnie nie orientuje się jakie są proporcje patroli pieszych do zmotoryzowanych, a takie pytanie zostało zadane w formie interpelacji przez jednego z ojców narodu z 68 partii koalicyjnych, więc Minister musiał podjąć właściwe kroki…
Hm….. K… m….. i spółka, ja p….lę, dom wariatów….
[cdn…] Adam M. Rapicki