Drogie i Drodzy Siostry i Bracia w Bractwie, Czytelniczki i Czytelnicy naszego portalu.
Udostępniam ostatnią, czterdziestą część Pamiętnika Antyterrorysty. Za tydzień – oczekujcie trochę „smaczków” i uchylenia rąbka tajemnicy, dlaczego ów pamiętnik w ogóle powstał.
Tymczasem, jak zwykle – dobrej lektury!
red. naczelna – Sylwia Rapicka
11 lutego.
Dziś mój ostatni dzień w mundurze. Po południu zdejmę mundur już po raz ostatni. Zresztą i tak ze mnie teraz glina na ćwierć gwizdka, jako że oddałem już broń osobistą i inne narzędzia do utrzymania ładu i porządku publicznego. Oczywiście czujność fachmanów z GMT zapobiegła strasznemu nieszczęściu – godzącemu w budżet Policji. Obciążono mnie bowiem należnością za zgubiony zapasowy kluczyk od kajdanek; wszyscy odetchnęliśmy z ulgą.
Jutro już będę w cywilu, jako, że urządzam imprę pożegnalną, a w poniedziałek przyjdę tylko oddać legitymację. Pewnie mi odprawy nie wypłacą, najwyżej wyślą na konto (oczywiście z odsetkami); ja więcej do firmy już nie przyjdę.
Imprę robię bardzo kameralną, prawie konspiracyjną. W firmie nic. Rano „Malutki” bierze ludzi na zajęcia poligonowe, a jak wrócą i przebiorą się – spotykamy się w zaprzyjaźnionej knajpce, wszyscy, łącznie z Alikiem, w końcu też członek zespołu. Zaprosiłem tylko kilka osób, z którymi czuję się najmocniej związany. Będzie mój były dowódca, już emeryt, oczywiście legendarny komandos „Łysy” i kilku ludzi z Kryminalnego i CBŚ-u, z którymi realizowaliśmy szczególnie trudne boje. Zaprojektowałem bardzo kulturalną, na wysokim poziomie imprezkę, której clou zapewnił „Baca”, który osobiście z Kościeliska przywiózł rodzinny skarb – litworówkę wedle starych, jeszcze zbójnickich przepisów. Ja osobiście dla każdego z chłopaków (nieobecnych też) przygotowałem jakiś drobny upominek – pamiątkę. Jak się lata razem wojuje – to partnerzy zawsze zostają w sercu.
Zdejmuję mundur po raz ostatni. Dla mnie to więcej, niż symbol. To koniec rodzinnej tradycji. Wiem to od nieżyjącego już dziadzia, oficera I wojny i wojny bolszewickiej. Na starość miał pogodnego jebla – badał drzewa genealogiczne, herby, historię. Opowiedział, że wszyscy moi przodkowie „po mieczu”, od głębokiego średniowiecza służyli, niegdyś w zbroi, później w mundurze. Jego ojciec, a mój pradziadek walczył w Powstaniu Styczniowym, stracił nogę, dwór, ziemię, musiał uchodzić z kraju. Jego rodzony starszy brat miał incydent policyjny. Walczył pod gen. Bemem na Węgrzech, później dostał się do Ameryki. W czasie wojny z Jankesami był pułkownikiem kawalerii Teksasu, później zamienił szary mundur na gwiazdę w jakiejś dziurze nad Brazos. Mój ojciec był rotmistrzem kawalerii pancernej – gen. Roweckiego (późniejszego Grota), zaplątany w dywersję AK został ciężko ranny w Warszawie w czasie jakiejś akcji ulicznej. Kula zniosła mu kawałek pokrywy czaszki. Wykradli go ze szpitala, myląc gestapo i wywieźli na Podhale do zagubionej w górach wioseczki. Tam jakiś profesor z Warszawy załatał mu łeb srebrną płytką zrobioną z przedwojennej pięciozłotówki z Piłsudskim, rozklepanej na takim kowadełku do klepania kosy. Ojciec to przeżył, zmarł ze starości w latach 90-tych. Też mi sporo opowiadał o tradycji rodzinnej, chociaż jego opowieści były gorzkie. Wszyscy jego przyjaciele zginęli w Powstaniu Warszawskim. Stary zawsze mi mówił, że była to największa zbrodnia w historii Polski. Rzucono kwiat młodzieży z pistoletami i butelkami z benzyną na czołgi, w rezultacie zginęli wspaniali ludzie, siepacze Kamińskiego i Dierlewangera wymordowali 200 tys. cywilów, zamordowano miasto, niegdyś nazywane Paryżem Wschodu. Stary nigdy nie chciał wrócić do Warszawy, nawet jak jechał, np. w delegacji – to tylko załatwiał sprawę i wracał. Zawsze mi powtarzał: „jak dowodzisz ludźmi – masz obowiązek wygrać walkę, ale nie wolno ci szafować życiem podwładnych. Każdy musi mieć co mu się należy: broń, amunicję, opatrunki, wodę, papierosy, nawet kondomy. Prawdziwa wygrana – to osiągnąć cel i wrócić w jednym kawałku do bazy. I pamiętaj, to nie szkopy zamordowali Warszawę, zrobili to rdzenni polscy politycy”. Zawsze to pamiętałem.
Cóż, zawsze byłem profesjonalistą, zawodowcem. To już taki stan ducha. Jak otrzymałem rozkaz – to mówiłem „tak jest” i starałem się go wykonać jak najlepiej. Rozkaz nie gazeta. Ale nigdy nie potrafiłem przestać myśleć, od lat widziałem, co się dzieje ze służbami mundurowymi, jak rozpada się Policja, wojsko, inne służby, co się dzieje z żołnierzami. Jestem ostatni z rodu, ostatni, który nosi mundur. Na szczęście rodziły mi się same córki, jedna to nawet miała inklinację do Policji, ale wybiłem jej to z głowy. Wybiłem im ze łbów to, co im kładziono na studiach o „zaszczytnym obowiązku służby publicznej, dobru społecznemu” itd. Na szczęście mnie posłuchały, starsza jest redaktorem międzynarodowego pisma, więcej czasu spędza we Francji, czy Hiszpanii, niż w Polsce, młodsza poszła w biznes i nieźle jej idzie, najmłodsza lepiej mówi po angielsku i francusku, niż po polsku. Starannie zadbałem, żeby nikt z mojego rodu już nigdy nie włożył munduru…..
Bo nie warto nosić munduru w kraju, gdzie „ojcowie narodu” wprost rzygając „wartościami chrześcijańskimi” odbierają renty wdowom za „winy” dawno zmarłych mężów, stosują odpowiedzialność zbiorową za „winy” sprzed lat, z działaniem represyjnego prawa wstecz, a wszystko wedle hasła o „sprawiedliwości społecznej”. Tacy ludzie nie warci są nawet pierdnięcia.
Bo nie warto nosić munduru w kraju, w którym łamie się przysięgę wojskową. Ludzi składali przysięgę na wierność Rzeczpospolitej, ktoś tę przysięgę przyjął. Ludzie rotę przysięgi wypełnili i ….dostali kopniaka. Nie ważne ile wartego w przeliczeniu na złotówki, ważny jest fakt. Ta przysięga (po stronie odbierającej) została złamana. Jak to nazwać oszustwem, czy wiarołomstwem?
Bo nie warto nosić munduru w kraju, gdzie całą służbę wojskową roznosi się na cztery wiatry, łamiąc życie tysiącom wybitnych fachowców, których „winą” było, że wiernie wypełniali rozkazy swoich przełożonych. W rezultacie walczący na prawdziwej wojnie żołnierze zostali oddani pod „opiekę” kontrwywiadowczą harcerzyków. Wszystko w imię jakiejś paranoi, za wyczyny której Ministerstwo zapłaciło ciężką kasę w odszkodowaniach. Najlepsze, że sprawcy tego zamieszania nawet włosek z niechlujnej brody nie wypadł. Wedle prawa wszyscy równi, ciekawe jak by się o tym przekonał gliniarz, któremu zdarzyło się zarysować radiowóz.
Bo nie warto nosić munduru w kraju, gdzie luminarze prawa z Trybunału bardziej trwożliwie oglądają się za siebie, co też o nich powie ocipiałe z nienawiści oszołomstwo, równocześnie lekce sobie ważąc parę tysięcy lat tradycji europejskiej kultury prawnej.
Bo nie warto nosić munduru w kraju, gdzie od lat systematycznie demontuje się służby mundurowe, kretyńsko manewrując ustawodawstwem emerytalnym i socjalnym, równocześnie nie czyniąc nic dla uporządkowania elementarnego systemu pragmatyki płacowej i służbowej, której emerytura jest tylko ostatnim ogniwem.
Bo nie warto nosić munduru w kraju, gdzie znaczna część mundurowych zwyczajnie klepie biedę, mimo że codziennie mają ustawowy obowiązek narażania życia i zdrowia (i narażają…).
Bo nie warto nosić munduru w kraju, gdzie nie dostaje się elementarnych narzędzi pracy, a jak się chce coś zrobić – to się nosi własne, a pracuje się nieraz w warunkach socjalnych, w których świnie miałyby kiepsko, a w tym czasie przełożeni biorą premie za oszczędności.
Bo nie warto nosić munduru w kraju, gdzie wystarczy mruknięcie utytułowanego katabasa, by przyzwoitego gliniarzynę zeszmacić i to popisowo.
Bo nie warto nosić munduru w kraju, gdzie przełożeni nie potrafią walczyć w imieniu swoich podwładnych o elementarne sprawy życiowe, by tylko przypodobać się „apolitycznie” swoim politycznym mocodawcom.
Bo nie warto…
I to już koniec (dalszego ciągu nie będzie).
podinsp. w stanie spoczynku Adam M. Rapicki (Buntline)
Może i Bóg stworzył ludzi,
Ale to Samuel Colt uczynił ich równymi.
Słowniczek trudniejszych wyrazów
Argentorat – jeden z rodzajów proszków daktyloskopijnych, używanych do zabezpieczania śladów linii papilarnych
Artesia – miasto w Nowym Meksyku (USA) – siedziba jednej z Akademii FBI specjalizującej się w szkoleniu z zakresu antyterroryzmu
Astra – hiszpańska fabryka broni, rewolwerów tej marki używa się w Policji
Baton – pop. składana teleskopowo pałka metalowa
Blondynka – gw.biała pałka gumowa
BSW – Biuro Spraw Wewnętrznych (policja w policji)
Chrabąszcz – nabój gumowy do strzelby gładkolufowej
GIGN – pododdział antyterrorystyczny policji (żandarmierii) francuskiej
GMT – Wydział Gospodarki Materiałowo – Technicznej
Gwiazdor – pot. oficer
Juliowóz, jechać juliowozem – poruszać się pieszo (czyli „z buta”), nazwa pochodzi od minister Julii Pitery
Komar – niepenetracyjny (plastikowy) nabój rewolwerowy, są też Osy i Szerszenie, różniące się energią oraz kolorami kopułek pocisków
Księgarnia – pot. sklep z alkoholem
MP-5 – znakomity pistolet maszynowy firmy Hekler&Koch, „etatowe” uzbrojenie pododdziałów antyterrorystycznych Policji i sił specjalnych na całym świecie
MW – skrót – materiały wybuchowe
Nyssan – furgonetka marki Nysa
Oakley Annie – amerykańska mistrzyni strzelectwa, popisywała się w przedstawieniach z Dzikiego Zachodu
Pajda – żarg. kara dyscyplinarna
Plecak – żarg. policjant mający możnego protektora
Pompa – gw. (shut gun) strzelba gładkolufowa z zamkiem ślizgowym i magazynkiem rurowym
Po radiu – żarg. rozmawiać przez radiotelefon
Półpłaszcz, pocisk półpłaszczowy – nabój do ręcznej broni palnej z pociskiem mającym czubek z odsłoniętą częścią ołowianą, inaczej kula dum-dum
Przedłużka, przedłużacz – uniwersalny formularz procesowy do kontynuacji protokołu, w którym zabrakło miejsca
Stp – formularze statystyczne
- SWAT – pododdział antyterrorystyczny policji amerykańskiej
Szmata – żarg. legitymacja policyjna
Szpej – gwar. krakowska i taternicka – każdy przedmiot, którego nazwy się nie chce wymieniać, sprzęt
Technika Wiesenthala – technika instynktownego strzelania z broni krótkiej, opracowana w Izraelu
TRG – marka karabinu wyborowego
Wad-cutter – nabój rewolwerowy używany do strzelań sportowych
WTO – Wydział Techniki Operacyjnej
Złota Pała – konkurs na największą bzdurę lub absurd organizowany przez Internetowe Forum Policyjne
III klasa – przedział dla zatrzymanych w furgonetce