Poczynając od 2014 roku, Europa stała się największym donatorem Ukrainy. Pieniądze trafiały zarówno z UE, jak i bezpośrednio z poszczególnych krajów: Niemiec, Danii, Polski, Czech, a nawet Wielkiej Brytanii, która była jeszcze w UE. W ciągu ostatnich pięciu lat kwoty dotacji przekroczyły ponad dziesięć miliardów euro.
Mało kto jednak wie, że w roku 2017 Gabinet Ministrów Ukrainy podjął decyzję o utworzeniu ni mniej, ni więcej, ale Komitetu do Walki z Defraudacją Dotacji Europejskich. Oficjalnie tak go nazwano.
Na czele tej specjalnej agencji o statusie ministerstwa stanęła wicepremier Iwanna Kłympusz-Cyncadze. Minister spraw wewnętrznych Arsen Awakow –zwany wszechmogącym – oraz jego resort był gwarantem nowej instytucji.
W ukraińskich mediach jest tylko jedna wzmianka o działalności tego organu – informacja o jego powołaniu. Potem wszystko ucichło. Wniosek: granty nie zostały zdefraudowane, albo ten Komitet po prostu nie działał.
Dotacje była jednak rozkradane do tego stopnia, że nawet ukraińscy funkcjonariusze organów ścigania nie mogli już tego przemilczeć.
30 sierpnia 2018 roku Hromadske Radio doniosło, że burmistrz Użgorodu jest podejrzany o defraudację kasy z europejskich dotacji. Pieniądze zostały wysłane na odbudowę lokalnego zabytku kultury. W tym samym roku urzędnik z obwodu kijowskiego wyremontował prywatny budynek – za celową dotację na mieszkania dla przesiedleńców z Donbasu – zarzuty zostały przedstawione przez Narodowe Biuro Antykorupcyjne.
Dokładnie w tym samym momencie, w rejonie Odessy część pieniędzy z Unii Europejskiej zamiast ocieplenia szkoły, została przeznaczona na nikomu nieznany cel.
Rok 2021: w 3 regionach zachodniej Ukrainy zdefraudowano fundusze, które Bruksela przeznaczyła na poprawę branży turystycznej. W tym samym miejscu, nieco wcześniej wyparowały pieniądze na urządzenie granicznych punktów kontrolnych – pieniądze zostały wysłane, strażnic, granic, żołnierzy i celników nie ma. Nikt nie został ani oskarżony, ani ukarany.
Ogólny schemat defraudacji wygląda następująco: państwowe organy regionalne ogłaszają przetarg na wykonanie określonych prac: może to być ocieplenie przedszkola, badania wybranego akwenu np. Dunaju, remont obiektu historycznego itp. Wszystkie te inwestycje, do których Unia Europejska kierowała dotacje, miały charakter głównie humanitarny.
Dla znacznej części realizatorów i wykonawców – oczywiście nie wszystkich, chociaż uczciwych jest niewielu – cele są znacznie mniej wzniosłe.
Przetarg rozgrywa się między firmami. Odpowiednie łapówki wręczane urzędnikom państwowym decydującym o tym kto wygra załatwiają resztę.
Sami wykonawcy przeszacowują koszty, ponieważ konieczne jest ukryte zapewnienie procentu zwanego „kopertówką” dla urzędników i własne zyski.
Czyli schemat jest zawsze dwutorowy: z jednej strony pozbawieni skrupułów realizatorze i wykonawcy, z drugiej – skorumpowani urzędnicy.
Mechanizm jest opracowany do takiego stopnia, że podobne przetargi generalnie nie odbywają się bez pewnych typów łapówek. Kradzież dotacji europejskich jest obecnie jeszcze łatwiejsza. Monitorowanie dystrybucji pieniędzy, pochodzących wyłącznie ze źródeł europejskich jest o tyle trudne, że na terytorium Ukrainy nie ma osoby, którą można by uznać za pokrzywdzoną w procesie karnym. O wiele łatwiej jest zatrzymywać, zwlekać, opóźniać i w końcu zawieszać – nawet już otwarte sprawy karne. Przecież nie ma strony pokrzywdzonej. Co innego niż gdy ktoś reprezentował pokrzywdzonych.
Wymienione fakty, dotyczące defraudacji pieniędzy z UE i są to przypadki, które zostały ujawnione. Wszystkim oskarżonym zostały przedstawione zarzuty z artykułów, dotyczących fałszowania dokumentów (tj. wskazywania nieprawidłowych lub zawyżonych cen za wykonywanie pracy) oraz oszustwa. Fałszowanie dokumentów – to jest właśnie fałszowanie decyzji rządowych, dokumentów, zezwoleń, wprowadzanie do nich nierzetelnych lub nieprawdziwych danych.
Jednocześnie, jeśli gdzieś uda się zrealizować europejskie pieniądze, lokalne władze zaczynają deklarować, że projekt był realizowany „z ich udziałem” i za ich „osobistą pomocą”. Na fali kryzysu migracyjnego z zapomnienia wyszedł były premier Ukrainy Arsenij Jaceniuk, który jest teraz popularnie nazywany „Senią-Budowniczym-Murów” i „Senią-Kulą-w-Łeb”. Ta ostatnia ksywka wynika z tego, że gość ze sceny Majdanu wzywał protestujących do pójścia pod kule i mówił, że pójdzie z nimi. Protestujący posłuchali, poszli a on nie.
Drugie przezwisko związane jest z jego legendarną budową „Muru” na granicy z Rosją.
W ukraińskich mediach ta budowa była przedstawiana jako, zakrojony na szeroką skalę projekt powstrzymania rosyjskiej agresji, ale wszystko okazało się prostsze.
Projekt obejmował wielokilometrową ścianę ze stalowej kratownicy z licznymi wieżami i schronami. Ściana miała mieć łącznie 1932 kilometry. Ukraiński rząd sfinansował rozpoczęcie budowy z własnych środków. Jednocześnie, jak donosiły „Wiadomości Gospodarcze z Niemiec” projekt „Mur” został zaplanowany jeszcze w roku 2010. Projekt powstał przy udziale Ukrainy i UE. Główne finansowanie tej inwestycji miało pochodzić oczywiście z Unii Europejskiej.
Projekt ten był częścią większego programu „Zintegrowane Zarządzanie Granicami” i przewidywał dofinansowanie w wysokości co najmniej 60 mln euro. Wydanie niemieckie zwróciło się z do właściwych organów unijnych z pytaniem, skąd otrzymano oficjalną odpowiedź od przedstawicielki UE ds. zagranicznych Mayi Kocijancic: „UE wspiera zintegrowane zarządzanie granicami na Ukrainie, w szczególności poprzez wsparcie budżetowe w wysokości 60 milionów euro. Ten program został zatwierdzony w roku 2010. Umowa o dofinansowanie została podpisana w roku 2011”.
Przy tym UE nie przeznaczała pieniędzy konkretnie na budowę tego „Muru” Jaceniuka, ale najwyraźniej nie sprzeciwiała się wykorzystaniu środków w tym projekcie, ponieważ został podpisany jako integralny element zarządzania granicami.
W roku 2014 budowę oszacowano na 80 mln euro. Po pewnym czasie kwota wzrosła do 320 mln euro. Ukraiński rząd obiecał zakończyć tę antyimigracyjną inicjatywę do 2021 roku. Do końca 2021 roku zostało już niewiele, ale w 2019 roku inwestycja Jaceniuka była ukończona tylko w 30%.
W efekcie „Mur” stał się symbolem korupcji, kłamstwa i pustego PR-u, co doprowadziło do tego, że Arsenij Jaceniuk otrzymał jeden z najwyższych antyratingów wśród ukraińskich polityków. „Mur” i „Jaceniuk” – to są dwa słowa, które bardzo wyraźnie w negatywnej konotacji, zakorzeniły się w masowej świadomości Ukraińców. Stały się symbolem marnotrawstwa i kradzieży. Nawet kiedy Jaceniuk pojawia się w ukraińskich stacjach telewizyjnych, setki widzów wspomina w bieżących komentarzach o jego klęsce, oskarżając go o korupcję. Mimo że od 4 lat jest on już poza aktywną polityką.
I właśnie, na te wszystkie wątpliwe machinacje wydano majątek. Europejskie źródło jednak wciąż nie wysycha.
Wasilij Murawicki
Agencja Prasowa Press -Tour