23 listopada.
Dzień zapowiadał się zupełnie spokojnie, ale od rana wybuchła awantura. Zaczął „Krótki”, który jął się rzucać po pokojach, bo nie mógł znaleźć czapki mundurowej, zwykłej czapki. Łaził tak i biadolił gdzie jest jego ukochana czapka, „kto mi, k…, zajebał czapkę”. Na to włączył się któryś: „akurat ktoś nie miałby nic innego do roboty, tylko ci zajebać czapkę, kto by zresztą chciał takiego łacha”. Poniekąd słusznie – czapka „Krótkiego” od lat służyła do wycierania bagnetu od oleju, co zresztą podnosiło jej walory użytkowe – tak była przesiąknięta olejem, że stała się nieprzemakalna, no ale wizualnie nie przedstawiała się najlepiej. Na tę awanturę napatoczył się „Baca”, który wylazł ze swojego pokoju z tekstem: „Zjes, ftory, mi k…., zabrał serdacek, krucafus” – no i nowy problem – „Baca” używa góralskiego serdaczka bez rękawów z pięknie haftowanej baraniej skóry. Na to rozdarł się „Rudy”, który nie mógł znaleźć swojego zabytkowego swetra – pewnie, że zabytkowego, jeszcze ze starych sortów mundurowych. Chwilę później „Dziurkacz” zgłosił zaginięcie całego kombinezonu. Ale prawdziwa furia spadła na nas, jak „Malutki” odkrył zaginięcie swoich ukochanych starych spodni mundurowych, tych, ujebanych nożem nad kolanami. Afera. Nic to, zwołałem chłopaków na świetlicę, bo mieliśmy, jak zawsze w poniedziałek, czytać nowe ukazy i sprawa się wyjaśniła: między stolikiem komputerowym a wersalką znajdowało się pieczołowicie uwite gniazdko z różnych fragmentów mundurów, a na nim na plecach, z łapami w górze drzemał Alik. „Zagryź” – wyjaśnij to – „nic szefie, widocznie Alik zaczął przygotowania do sezonu zimowego; ciekawe dlaczego tak zrobił, nigdy wcześniej takich numerów nie wycinał”.
Oczywiście zabraliśmy Alikowi zdobycz i rozpocząłem postępowanie dyscyplinarne. „Tak psu, k…, nie wolno, to Policja, a nie ochronka. Masz draniu wszystko, co ci potrzeba, śpisz na wersalce dla dyżurnego, słuchasz bluesa z netu, michę ci pod ryj podkładają, a nawet trzy michy, to po co ci jeszcze nasze łachy. Pamiętaj kradzione nie tuczy, na złodzieju czapka….”- „karakułowa” ryknął „Malutki” – podsumowując w ten sposób umoralniającą gadkę.
Dziwne, ale wyjaśniło się, jak zacząłem czytać nowe zarządzenia. Otóż bowiem dla oszczędności nakazano ograniczać w weekendy ogrzewanie budynków. Oszczędność jak cholera, przez dwa dni wyziębić budę, to później trzeba więcej ciepła, żeby to ogrzać. Poza tym są dyżurni, niedużo, ale zawsze – żeby nie uświerknąć będą grzać nielegalnymi farelkami. Skądinąd popatrzcie jakie to mądre zwierzę – myśli wyprzedzająco – w Warszawie wydali ukaz, ktoś pierdnął, a 300 km dalej pies nos pod wiatr wystawia, jeszcze zanim warszawska mądrość na maluczkich w interiorze spłynęła…..
24 listopada.
No to słowo stało się ciałem. Od rana w Komendzie piekło. Zaraz po 8-mej zostałem wezwany do Zastępcy ds. operacyjnych, gdzie też zgłosili się szefowie Kryminalnego i CBŚ-u, wpadł też Zastępca ds. Prewencji. Stało się tak, jak przewidywałem i o czym ostrzegałem – o ile nasz Zastępca wstrzymał uruchomienie dodatkowych (statystycznych) patroli z „rezerw kadrowych”, natomiast Komendant Miejski za wszelką cenę chciał się wykazać i trzeba przyznać, że mu się, k…., udało. Porobili jakieś dziwne mieszane patrole. Jeden w składzie policjantka z kadr w mundurze i z bronią „wspomagana” jakimś aplikantem zaraz po przyjęciu, oczywiście nie przeszkolonym, bez munduru i bez ani broni, ani niczego co „ojczyzna daje” (ale formalnie funkcjonariuszem) z zaopatrzenia – zostali wysłani w nocy jako patrol pieszy na osiedle, gdzie nawet nocne strzygi boją się na ulicy pokazywać. Skutek był rewelacyjny – „patrol” został otoczony przez zgraję pijanych brysi, dziewczyna spanikowała, wyciągnęła spluwę i zaczęła strzelać „ostrzegawczo” w powietrze. Jak wyładowała magazynek (mały, bo to był historyczny P-64) – dostała w dziób, spluwę i pas z kaburą i zapasowym magazynkiem jej zabrali. Chłopak próbował coś zrobić, ale dostał solidny wp….l, połamali mu żebra, szczękę i zabrali komórkę i portfel. Dobrze, że nie zrobili nic gorszego. Pobitych znalazł patrol samochodowy, bo nie odzywali się przez radio (radiostację też rozbili).
Kryminalny zdołał namierzyć wstępnie miejsce, gdzie mogą być napastnicy – dzięki komórce z GPS-em. Jest to francowata enklawa, gdzie złodziej siedzi na k…., a między tak porządnymi ludźmi sami bandyci i kompletnie zdegenerowani alkoholicy – „smakosze” „dykty”, „wisienki” (to od święta) i kwasu z akumulatorów. Fajnie tam jest tak, że nawet jak dzielnicowi coś muszą załatwić to wchodzą całym referatem, ubezpieczani radiowozem z pompami w rękach.
Oczywiście musieliśmy zorganizować ad hoc porządną akcję.
Poderwałem prawie wszystkich chłopaków, ciężkie wyposażenie i razem z Kryminalnym popruliśmy. Dalej to już był Sajgon – kop w drzwi, wpadka do środka, gleba, paski i pęczkami do aut. Rozk…wiliśmy tak parę mieszkań. W jednym bractwo – na szczęście tak zabradziażone, że świata nie widzieli – był pistolet i ta komórka.
Skądinąd wyszła niezła akcja – zatrzymaliśmy kilkunastu łaziorów, w tym część od razu poszła na sankcję, a reszta bezpośrednio do pierdla, jako że poszukiwani „do odbycia”. Ani jednego jeńca nie trzeba było wypuścić.
Popatrzcie jak poprawiliśmy statystykę (przestępczości). Tak to jest, że statystyka napędza statystykę – Szef KMP chciał poprawić statystykę patroli – to spowodowało podniesienie wskaźników przestępczości, a dzięki temu pod razu podniosła się statystyka zatrzymań. Nie wiem tylko jak wygląda statystyka pobitych gliniarzy. Pełen, k… sukces. Najważniejsze, że ani naszym, ani Kryminalnemu włos z głowy nie spadł, chociaż ostro było….
25 listopada.
Dzisiaj mieliśmy dzionek pełen troski o państwo, osobliwie o najważniejsze osoby w państwie. Wydaje mi się, ze stanęliśmy na wysokości zadania. A było tak: przedwczoraj ktoś wyczytał na Forum Policyjnym, że odbyła się w Legionowie narada komendantów, na którą przyjechał sam – jego eminencja Minister. Narada była poświęcona sprawom finansowym, więc popatrzcie na rolę Ministra, który osobiście raczył przybyć i pokazać osobiście zebranym swój ministerialny wyprostowany środkowy palec. Aliści okazało się, że brakło kasy na podjęcie ekscelencji stosownym śniadaniem, więc Komendanci ochoczo zrobili ściepkę. Ma to sens – wiadomo, że taki oficjel przyjeżdża na taką naradę pośniadać co nieco, to wówczas żadne głupoty mu się we łbie nie zalęgną. Jak głodny – to może się wziąć do roboty i zgodnie ze swymi kwalifikacjami zarządzi coś do nagłego wykonania, czym później komendanci i niżsi rangą przez lata będą straszyć swoje dzieci. Bardzo nas wzruszyła ta kwestia. Ktoś ochoczo podjął temat, by zrobić ogólną ściepkę, coby na naradach w Legionowie, czy gdzie indziej wytworzyć rezerwowy fundusz na zakup paluszków słonych, wody mineralnej, orzeszków i innych reglamentowanych dóbr konsumpcyjno – konferencyjnych. W końcu tak się nie godzi. Taki Minister, wiceminister, dyrektor departamentu, albo – za przeproszeniem – poseł lub senator przecież nie je, nie śpi, zaniedbuje obowiązki małżeńskie, a może nawet rozmaite tam czynności fizjologiczne, słowem ryzykuje życiem – a myśli tylko jakich tam dobroci biednym policjantom przysporzyć, może podnieść wiek emerytalny, a może zabrać ekstra dodatki, które godzą wpadnięciem w sybarytyzm i lenistwo z obżarstwa.
Podchwyciłem zatem co chłopaki wymyślili i założyłem na Forum temat: „Zbiórka na paluszki dla Ministra”. Wisiał jakiś czas z adnotacją: „post oczekuje na zatwierdzenie przez moderatora”, ale moderator nie zatwierdził, widocznie nie chciał drażnić Magnificencji. Mimo to chłopaki nie odpuścili. „Zagryź” dał Alikowi czapkę i każdy wrzucił co tam miał – uzbieraliśmy masę kasy, dokładnie 7,23 zł. I teraz muszę założyć konto bankowe i ogłosić ogólnopolską zbiórkę, aby każdy mógł dać swój wdowi grosz na wypasienie ojców narodu….
W końcu jednemu w tym kraju coś się takiego udało…..
26 listopada.
Ranna poczta przyniosła coś, na co długo czekaliśmy – zawiadomienia i wezwania na rozprawę w sprawie naszych zaległych należności. Bardzo szybko, bo na 20 grudnia. Zaraz zadzwoniłem do naszego adwokata, który powiedział, że też dostał zawiadomienie. Facet się bardzo cieszył i ma dla nas sporo wieści, ale „nie na telefon”. Wziąłem „Bacę”, jako bardzo kumatego w prawie i Zastępcę z Kryminalnego i pojechaliśmy nawiedzić papugę. Wyszło ekstra. Komenda próbowała przywrócić termin na odpowiedź na pozew, co sąd odwalił natychmiast. Jakiś pasztet na piśmie wysłała KGP – oczywiście po „sygnalizacji” sądu, że Komenda nie przysłała odpowiedzi na pozew. Sąd od razu wysłał wezwania dla wszystkich na ten sam dzień (ciekawe kto będzie zabezpieczał nasz proces, jak wszyscy tam będziemy). Adwokat mówi, że sąd najprawdopodobniej chce zamknąć sprawę i wydać wyrok od razu na jednej rozprawie – w końcu podstawa prawna naszych roszczeń i materiał dowodowy nie budzą cienia wątpliwości. Ci z Kryminalnego mają dostać wezwania na tydzień przed świętami. Adwokat twierdzi, że sąd chce sobie zrobić dwie „fajki” na koniec roku – k…., oni też mają statystykę?
Wróciliśmy do budy, na wszelki słuczaj wysłałem „Mruczka” z „misją”, Kryminalny zapowiedział, że też sprawę obada.
Jakiś czas później „Mruczek” przyniósł wieść ciekawą – będziemy mieli nowego Zastępcę ds. Logistyki. Podobno wielebny po ostatecznym wyznaczeniu terminu rozprawy – podał się do dymisji, mimo że bezpiecznie schowany na L-4.
Pewnie niedługo ogłoszą następny konkurs – k…., nieźle poszło. Był absolwent Harvardu, teolog, kogo teraz los nam na łby rzuci, jakiej klasy fachowiec się objawi. Ja stawiam na weterynarza – zażartowałem, a trochę później drań „Mruczek” zaczął obstawiać zakłady w notesiku. Konsekwentnie postawiłem na weterynarza, kilku też, ale są i inne typy: psycholog, psychiatra (dużo zgłoszeń), inżynier od budowy mostów, a nawet inżynier od poszukiwań naftowych (o rany, taki to by nam dopiero przykręcił kurek z benzyną)…..
27 listopada.
A słowo przyniesione wczoraj przez „Mruczka” stało się ciałem. Mamy vacat na stanowisku Zastępcy ds. Logistyki. Gorzej, do dymisji podała się również szefowa Finansów, ta przynajmniej ma wysługę, więc w styczniu w glorii i chwale będzie ius cyvile. Teraz bezpiecznie czeka na L-4. Wcale jej się nie dziwię – forsy nie ma a zaległe rachunki rosną. Niedługo dojdzie do tego, ze nam poodcinają telefony. W sumie nic straconego – wydano tyle ukazów zabraniających rozmawiać, że już najstarsi górale nawet nie wiedzą do czego takie coś służy. A za abonament się płaci. Gorzej by było, gdyby nam poodcinali prąd – tu ból byłby większy – niefajnie byłoby zostać w grudniu przy świetle świec. Najgorsze, że trafiłoby to we wszystkie (oczywiście nielegalne) czajniki i ekspresy. Trzeba by było gotować na butli z gazem, ale – o ile znam życie – wydano by natychmiast ukaz zabraniający tego niecnego procederu. My sobie zawsze poradzimy – można wszak rozpalać ognisko na parkingu, ale np. taki Kryminalny na VIII piętrze, nawet k…, balkonów nie mają.
Doszedł do nas natomiast ostatni rozkaz – niejako zemsta zza grobu wielebnego logistyka. W ostatnim słowie zdołał kazać pozabierać telewizory i radioodbiorniki oraz wyrejestrować wszystkie z uwagi na oszczędność na abonamencie. Co zrobić – znaleźliśmy jakieś stare radio i oddaliśmy – radia i tak się słucha z netu. Gorzej, że ukaz przewidywał też usunięcie radioodbiorników z samochodów. Ciekawe jak wyjdą na tym radiowozy, które radia mają zamontowane fabrycznie, w standardzie. Mechanicy rozpoczną demontaż (najlepiej siekierą) desek rozdzielczych? Kazałem „Krótkiemu” i „Majstrowi” skonstruować zaraz jakieś gustowne zasłonki na radia w Defenderach i ambulansie. Szczególnie radio w ambulansie jest ważne – nim najczęściej jeździ Alik, który bez dobrej muzyki może się wk….ć jadąc na akcję i co wtedy?
Teraz chyba będziemy mieć trochę spokoju, aż do powołania nowego „fachowca” od oszczędności.
[cdn…] podinsp. w stanie spoczynku Adam M. Rapicki