7 stycznia.
Trzeba kuć żelazo, póki gorące. Z samego rana napisaliśmy z „Malutkim” wniosek personalny na „Bacę”. Napisałem mu zarazem piękną opinię służbową, co prawda musiałem zaznaczyć, że jest u nas przez kilka miesięcy od powrotu ze Szczytna, ale już zdołał się wykazać w kilku solidnych akcjach. Opisałem też jego poprzednie dokonania, jeszcze sprzed rany oraz opisałem jak walczył z rehabilitacją, by wrócić do sprawności, a czas ten zarazem wykorzystał na naukę. Wyszła z tego powiastka, jak, z Ludluma. Oczywiście daliśmy mu do zapoznania. Jak wszystko było gotowe – poprułem do Zastępcy ds. Prewencji. Stary przeczytał bardzo dokładnie i nasmarował swoją opinię, a następnie wywołał spotkanie z Komendantem i poszliśmy obaj. Muszę przyznać, że rozmowa była bardzo przyjemna. Nasz Komendant jest starym kryminalnym, w niejednej ostrej robocie brał udział, oczywiście razem z nami. Też mu zależy, żeby funkcję szefa u nas wziął najlepszy. Stary się bardzo zmartwił, że „Malutki” też szykuje odejście, jak powiedział liczył, że jeszcze trochę popracuje. Wytłumaczyłem mu jednak, zresztą stary o tym wie, że w tej chwili każdy, kto ma jakie – takie uprawnienia emerytalne – będzie wiał. To nie jest ani normalny kraj, ani normalna firma. Pytał mnie co zamierzam robić na emce, mówił że są szanse na zatrudnienie w jakiejś ekstra ochronie jakiego wpływowego biznesmena, ale wykręciłem się. Powiedziałem, że nigdy – nikomu nie uchybiając – żadnych szefów nade mną, poza tym mam plan. Nie chciałem mówić o szczegółach, ale napomknąłem, że sporo wskazuje, że wyjadę do jakiegoś kraju z lepszym klimatem i to raczej z biletem w jedną stronę. Tylko pokiwał głową. Najważniejsze, że nabazgrał zgodę i wniosek na „Bacę” wraz z resztą papierów odesłał do Kadr….
8 stycznia.
Rozeszło się u nas o moim odejściu, oczywiście zaczęły się dywagacje o tym, kto będzie dowódcą. Nie widzę sensu ukrywać przed ludźmi prawdy, więc już wszyscy wiedzą, że na 99 % wodzem zostaje „Baca”. Zawsze zresztą mówiłem ludziom prawdę, na kłamstwie mnie nikt i nigdy nie przyłapał. Chyba proste – robotę mamy ostrą, nieraz ludzi się wysyła tam gdzie naprawdę strzelają, a jak trafią to boli – takich ludzi się nie okłamuje. Nawet niewinne kłamstewko może się skończyć utratą zaufania, a bez tego nie ma racjonalnego dowodzenia. Obie strony muszą sobie ufać. Dlatego nie trzymałem pod korcem, że forsujemy „Bacę”. Wywołało to bardzo przychylne komentarze. „Malutkiego” jednak się trochę bali, chociaż go wszyscy ogromnie szanują i lubią. Za to „Baca” cieszy się wielką sympatią, mimo że rękę też potrafi mieć ciężką, a pysk niewyparzony. Cóż, do odejścia „Malutkiego” na pewno stworzą z „Bacą” znakomity duet. Gorzej będzie po odejściu „Malutkiego” – faceta z tą klasą już na pewno nie będzie. Tak, jak „Łysy” był legendą, taką samą legendę ma „Malutki”. Zaczęły się gadki kto następny. Nie da się ukryć, że nastroje raczej są minorowe. Panuje powszechne przekonanie, że każdy, kto ma jakąś wysługę – będzie chciał uciec. Panikę może wywołać byle plotka, czy pogłoska. Kierownictwu służbowemu, mam na myśli tę całą „wierchuszkę” – nikt nie wierzy i nikt nie uwierzy. Autorytetu żadnego. Te tysiące obietnic i zapowiedzi bez pokrycia w konfrontacji z parcianą rzeczywistością – zrobiły swoje.
Policję czekają bardzo ciężkie czasy – ludzie z klasą odchodzą i w najbliższym czasie, nawet ze dwóch pokoleń – nie przyjdą. Niech „fachowcy” od majstrowania przy policji, a już szczególnie politycy wszelkich możliwych i niemożliwych opcji i koalicji sobie sami podziękują. Pewnie masę, w ilości „na sztuki” – typowe mięcho armatnie będą mieli, ale nikt z prawdziwymi jajami i honorem już do nas nie przyjdzie. Ot co….
11 stycznia.
Przyszło pismo z Warszawy odnośnie założeń realizacji budżetu Policji w bieżącym roku, oczywiście do zapoznania. Zwołałem ludzi i czytamy. Pieniędzy znacznie mniej, niż w ubiegłym roku, w związku z czym oszczędności, oszczędności i jeszcze raz oszczędności – nic, k…. nowego, lekcja gramatyki. Gorzej wyszło dalej, czytam, że stawka bazowa zostaje na poziomie roku ubiegłego, czyli w płacach praktycznie żadnego ruchu.
- „Zrozumieli?”,
- „No tak, to znaczy, że, k… z podwyżek płac nici” – zbiorowy jęk,
- „No nie, mylicie się, jeśli płace zostają na tym samym poziomie, to znaczy, że na koniec roku będziemy zarabiać mniej, o wskaźnik inflacji, czyli nie tylko nic, ale nawet mniej, niż nic. Poza tym parametry podatkowe zostają na tym samym poziomie, to za to mniej niż nic zapłacimy więcej podatku”.
- „O, k…..”
- „Zaraz, zaraz, szefie”, ozwał się „Mruczek”, „a pamiętacie był taki premier, który w ekspoze powiedział, że porządku będą pilnować dobrze opłacani policjanci”.
- „No tak, pilnowanie porządku to zasługa dobrze opłacanych policjantów, ale my mamy w kraju nie porządek, ale totalny burdel i rozpiździaj, więc – na zdrowy chłopski rozum – nikt nie będzie porządnie płacił za pilnowanie bajzlu”.
- „No tak, ale w takim razie bajzel się zrobi jeszcze większy”.
- „No to rząd upadnie, powoła się nowy rząd, który stwierdzi, że bajzel był zasługą poprzedniego rządu, który dopuścił się błędów i wypaczeń i zacznie nowe reformy, bo najważniejsze jest zacząć reformy. Wtedy powstanie bajzel jeszcze większy i wszyscy będą tęsknić do bajzlu jaki jest obecnie”.
- „A dlaczego reformy doprowadzą do jeszcze większego bajzlu”?
- „Po to są reformy, przecież w największym bajzlu coś tam jeszcze działa, więc można zawsze sporo popsuć, wtedy będzie można znaleźć winnych i ich zreformować”.
- „To kto będzie winny?”
- „Jak to, k…. kto – Policja”.
- „Przecież u nas od kilkudziesięciu lat trwają tylko reformy i burdel się robi coraz większy”.
- „No właśnie, ale jeszcze od czasu do czasu coś działa, więc jeszcze jest co zepsuć. Na pewno można zreformować emerytury policyjne”.
- „Przecież po tych reformach emerytur już zepsuto wszystko, co można było”.
- „To nic, zawsze można tym, którzy przyjdą po nas zabrać emerytury całkowicie, niech wszyscy pracują dożywotnio, w końcu to niesprawiedliwie społecznie, by płacić za pilnowanie bajzlu”.
- „Ale tego nikt nie wytrzyma”.
- „Właśnie o to chodzi. Jak wszyscy zaczną padać na pyski – jaka to będzie oszczędność w budżecie”…..
Kazałem zapis dyskusji wpisać „Malutkiemu” do dziennika szkoleń, jako temat z „wiedzy o społeczeństwie”…..
12 stycznia.
Musiałem rano pojechać do lekarza po recepty, więc przyjechałem później do roboty i co zastałem – kongres matematyków. Praktycznie cały skład zgromadzony w sali odpraw koło kompa, wszystko zarzucone luźnymi kartkami z różnymi wyliczeniami, kłęby dymu i k…. latające jak skowronki, zagłuszające powarkiwanie Alika, którego złośliwie (jego zdaniem) wyeliminowano ze słuchania cichego bluesa. Oto bowiem wczorajszy wykład na temat parametrów budżetowych Policji skłonił większość ludzi do zajęcia się ulubioną rozrywką policjantów – czyli liczeniem emerytur, dni, które jeszcze warto przepracować, procentów uszczerbków dla zdrowia itp. Cóż, trudno się dziwić – każdy mniej więcej normalny facet w Policji, a więc mający jaja, co najmniej dwa zwoje mózgowe i wątrobę zawsze stara się dokładnie przewidywać ile jeszcze mu w tym burdelu warto pracować. Oczywista, ciągłe dyskusje „ojców narodu” o emeryturach mundurowych znakomicie ten „trynd” rozwijają. Ponieważ wszyscy mówili naraz, a – jak zwykle – jeden starał się przekrzyczeć drugiego – harmider się zrobił straszny. Jakoż tak ogólnie większość stanęła na stanowisku, że kto ma jaką – taką wysługę emerytalną, z doliczonymi procentami, z ewentualną grupą uszczerbku na zdrowiu – powinien wiać, czyli pokazać wszystkim „pa, pa”, lub wyprostowany środkowy palec (zależnie od temperamentu). Tzw. vox populi brzmi: „jak ktoś ma coś – to lepiej brać, co możliwe, zanim zabiorą i korzystać jak najdłużej, bo może się zdarzyć, że zabiorą później realizując praktyczną zasadę o działaniu prawa wstecz – czyli lex retro agit, a jak ktoś tego nie rozumie, to i tak powinien natychmiast być skierowany na komisję lekarską (ze szczególnym uwzględnieniem psychiatry) – jako nie nadający się do służby”.
Dałem sobie spokój z tymi rozmowami, harmider i tak był za duży, więc polazłem do Kryminalnego, by omówić sprawę dalszych losów naszych spraw sądowych. U nas i tak wszyscy są zdecydowani kontynuować proces, chociaż z roszczeniem zmniejszonym o zapłacone należności główne, a za to o procenty i procenty od procentów. Jak przyszedłem do Kryminalnego – natrafiłem na analogiczną kolejkę do kompa w sekretariacie, gdzie ktoś zainstalował kalkulator emerytalny ściągnięty z Forum Policyjnego. Popatrzcie jak nasze resortowe kierownictwo zadbało o rozwijanie talentów matematycznych u policjantów. Fajnie, tylko, k… na co oni, znaczy się rządowi matematycy, jeszcze liczą?
13 stycznia.
Wielka niespodzianka spadła na naszą nieszczęsną komendę, od pewnego czasu pozbawioną szefa ds. logistyki, po niesławnym odejściu wielebnego cudotwórcy. Taka sytuacja oczywiście nie może trwać w nieskończoność. Prędzej komenda poradzi sobie bez komendanta, wszystkich policjantów (wystarczą same kadry), niż bez logistyka, który dawałby baczenie na finanse. Tym istotniej, że finansów nie ma, więc trzeba robić coś z niczego, aby się ten burdel ostatecznie nie zwalił. Chodzi też głównie o to, żeby z tego, czego nie ma zrobić rozsądne oszczędności, za które może wpaść premia (na premie też nie ma, ale za oszczędność się znajdzie). W takiej sytuacji Komendant, w porozumieniu z KGP rozpisał i ogłosił otwarty konkurs na szefa logistyki, gorąco zachęcając policjantów i pracowników cywilnych do stawania w szranki. Odczytałem ludziom pismo i dopiero się zaczęło. Oczywiście nikt z nas nawet nie pomyślał o stawaniu do konkursu, za to zaczęli typować zdolnych. Stanęło na tym, że najlepszym szefem logistyki mógłby zostać „Majster”. Ma chłopak talent, potrafi z byle czego, przy pomocy swoich czarodziejskich skrzynek z narzędziami – zrobić coś nie tylko użytecznego, działającego, ale też estetycznego i praktycznego. Wcale nie potrzebuje to tego jakichś nadzwyczajnych materiałów, surowców, nowinek technicznych. Wystarczy mu puszka po konserwach, kawałek plastiku, trochę kabla ze starej lampki albo czegoś równie nieprawdopodobnego. Oczywiście mistrzostwo „Majstra” wychodzi głownie przy konstruowania jakichś pułapek kryminalistycznych, sygnalizatorów, znienacka wybuchających niewinnie wyglądających przedmiotów, jak, np. gdy przy jednej zasadzce, gdzie mogło dojść do strzelaniny na ostro – zbawienną okazała się … petarda zamaskowana w psiej kupie. Jak tylko chłopaki zaczęli typować „Majstra” – „Malutki” flegmatycznie wyciągnął Fairbana, kawał paska, a „Baca” zaczął gmerać koło kabury ze swoim „prezydenckim” Waltherem. Przesłanie było jasne – za cholerę nigdy i nikomu nie oddamy takiego skarbu jak „Majster”. Jak się firma ma walić, niech się wali, my się na pewno nie zawalimy – damy sobie radę sami…
[cdn…] podinsp. w stanie spoczynku Adam M. Rapicki