Pamiętnik Antyterrorysty – część dwudziesta druga

By | 7 stycznia 2022

13 sierpnia.

Znowu trafiła się francowata robota. Dyżurny wysłał nas do opanowania furiata, który z wieżowca, z XI piętra najpierw zaczął wyrzucać sprzęty domowe, w tym tak spore, jak fotele, stolik, średnia lodówka oraz masę garderoby. Wszystko fruwało po osiedlu, najgorzej, że mebelki zaczęły trafiać w zaparkowane samochody. Jak przyjechaliśmy – Sajgon w ogniu. Ludzi kupę, teren obstawiony przez kilku policjantów, przyjechała Straż Pożarna – heca na całego. Akurat jak przyjechaliśmy – wyleciał telewizor, a za nim wieża. Widocznie facet nie chce płacić abonamentu.

Kryminalny też już był w akcji – ustalili, że to efekt sprawy rozwodowej – prawdopodobnie chodzi o podział majątku.

Wleźliśmy do sąsiedniego mieszkania i z balkonu mówimy gościowi, żeby się uspokoił. Jak nas zobaczył przelazł przez barierę i stał na krawędzi trzymając się wygiętymi w tył rękami poręczy. Powiedział, ze skoczy i się zabije, a ta k…., nic z tego nie będzie miała (zrozumiałem, że chodzi mu o ukochaną małżonkę). No to mu spokojnie mówię: „koleś, jak się, k…., zabijesz to babie oddasz przysługę, będzie miała, k…, spokój. Pomyśl se, że możesz się nie zabić, tylko połamiesz i zostaniesz kaleką i będziesz sobie jeździł na wózku, a teraz podnieśli ceny za wózki inwalidzkie….”

W tym samym czasie „Baca” z chłopakami wyszli na dach i przygotowali stanowisko zjazdowe. Jak słyszałem w słuchawce, że są gotowi – dalej gościowi nawijam: „Wiesz najprościej by było, żebym cię, k…. odstrzelił, ale u nas taka francowata biurokracja, musiałbym librę papieru zużyć, na protokół zużycia amunicji. Mógłbym cię nożem zajechać, ale z tego balkonu nie sięgnę, to może wleź z powrotem na balkon, do domu, pogadamy, napiszemy notatkę i spokój”. Widzę, że gość się łamie, ale dał się namówić, przelazł przez barierę i wszedł do domu. Chłopaki z „Malutkim” na czele wpadli, na glebę, kajdanki. Wchodzę, przez mieszkanie trąba powietrzna. Przyszli z dochodzeniówki – oddałem im gościa i zostawiłem ich do napisania papierów.

Cóż rozwód, jak rozwód, każdemu się może trafić, ale ten, k…., podział majątku. Przynajmniej gość sprawę załatwił – teraz nie ma już co dzielić – tylko te długi za zniszczone samochody, ciekawe czy wezmą to po równo, czy dalej będą się sądzić…..

14 sierpnia.

Dzisiaj zjawiła się u nas nadzwyczajna, bo kompletnie nie spodziewana kontrola, oczywiście z Warszawy. Przyjechał jakiś straszny dziadunio, zasuszony i garbaty z Wydziału Szkolenia Biura Kadr i jakiś nadzwyczajnie zarozumiały gówniarz z jakiejś komórki ds. szkoleń ministerstwa. Przedstawili mi założenia kontroli doraźnej „wyszkolenia strzeleckiego”. Rozmawialiśmy u mnie i jakoś tak ich ugłaskałem, dzięki czemu dowiedziałem się, że ten gówniarz jest bratankiem wiceministra, z czego był bardzo dumny i jeszcze bardziej zarozumiały. Wysondowałem, że coś tam na temat broni czytał, pewnie w dzieciństwie oglądał w TV archiwalne westerny, więc stąd jego zapał. Dziadunio dosłownie liczył dni, o ile nie godziny do emerytury, a pochodził chyba z epoki, kiedy to jeszcze używano tetetek. Pewnie na odczepnego dodali go gówniarzowi na „siłę merytoryczną”.

Jechał ich sęk, na dzisiaj mieliśmy co prawda zaplanowane co innego, ale wziąłem chłopaków, szpej, zapakowaliśmy się na Defendery i pojechaliśmy na poligon.

Tutaj ambitny gówniarz pokazał co potrafi – latał miedzy chłopakami, oglądał broń, perorował na temat technik strzelania – sam broni nie miał, w końcu cywil, pewnie mu dostojny krewniak jeszcze nie załatwił.

Chłopakom zaserwowaliśmy z „Malutkim” (bo on w końcu jest głównym od broni) pełną serię strzelań. Jak zwykle, na początek strzelanie instynktowne techniką Wiesenthala. Tutaj dziadunio nie posiadał się ze zdumienia, ze strzelamy do kartek papieru, a nie tarcz, pytał dlaczego nie używamy tarcz klasycznych z czarnym kółkiem. Wytłumaczyłem dziadziowi, że każdy strzela dwa razy, a obie kule muszą trafić w kartkę, która jest w końcu mniejsza, niż bebech.

Po odstrzeleniu pełnych kilku zmian – dziadzio poprosił, że też chce spróbować. Stanął bokiem, spluwa w wyciągniętej ręce, druga ręka za pasek portek z tyłu – słowem historia. Celował chyba z minutę i niespiesznie strzelił parę razy, nawet trafił ze dwa razy w kartkę, więc był wielce ukontentowany.

Później pokazaliśmy zwykłe dla nas ćwiczenia. Rozciągnęło się linkę między tarczami a do linki na krótkich sznurkach były puszki po piwie. „Malutki” walnął w pierwszą puszkę, a jak się wszystkie zaczęły majdać – to dopiero chłopaki pokazali co potrafią – puszki zostały posiekane kulami na paprochy. Ten młody stał tylko i patrzył z otwartą japą. Dopiero jak „Malutki” wypakował astry – młody oniemiał z zachwytu. „Malutki”, „Baca” i ja pokazaliśmy strzelanie z biodra, do tyłu, w skoku itp. sztuczki, łącznie z kręceniem spluw na placach. Młody uprosił, żeby mu dać spróbować. Czemu nie, powiesiło się tarczę „Dillingera”, załadowałem astrę tak, że jako pierwsze do bębna włożyłem mu „komary”, a jako szósty nabój czeskiego, półpłaszczowego WM-a (10,8 grama). Ustawiłem gościa przed tarczą na 7 m. i pozwalam walić. Strzelił raz, nawet trafił w skraj białego na tarczy, mocno się zdziwił, że broń praktycznie nie szarpie, więc zaczął strzelać raz, za razem. Było tak: pyk, pyk, pyk, pyk, łubudu. Miotnęło gościem do tyłu, mało se oka nie wybił. Tym niemniej goście byli zachwyceni, więc i protokół z kontroli napisali w porządku. Byle tak dalej.

17 sierpnia.

Wielki to dzień. Zapisze się w historii Policji złotymi zgłoskami. Przyszło dzisiaj pismo, właściwie ukaz z KGP radykalnie ograniczający sprawozdawczość statystyczną. „Sprawozdawczość statystyczna” – jak czytamy – „rozwijała się w ostatnim czasie w sposób niekontrolowany. Liczba sprawozdań osiągnęła 379 pozycji, wymagających wypełniania odnośnych formularzy w układzie miesięcznym, kwartalnym i rocznym. Powodowało to nadmierne obciążenie funkcjonariuszy zadaniami statystycznymi, pochłaniając zarazem znaczne ilości papieru. Wychodząc naprzeciw postulatom ograniczenia sprawozdawczości statystycznej KGP podjęła decyzję o ograniczeniu ilości sprawozdań do zaledwie 367 pozycji”…

No, k…., prawdziwa rewolta, a jaki postęp. Wczytując się dokładniej wyszło na to, że nam ogranicza się sprawozdania aż o dwie pozycje. Po pierwsze nie będzie się sporządzać sprawozdania PS-2000 o rodzajach i proporcjach karmy dla psów służbowych. Wielka sprawa, co miesiąc „Zagryź” musiał wypełniać librę papieru wpisując w odpowiednie rubryki ilość kaszy, mięsa, podrobów i warzyw, które serwował Alikowi. Obaj z Alikiem ślęczeli przy tych papierach do późna w nocy. W dodatku Alik jest pies indywidualista, żre z humorami, najbardziej lubi pączki, których mu oczywiście nie wolno, a które stale mu ktoś kupuje. Poza tym lubi pedegree, który mu kupiliśmy z bonusów, a na to jedzenie nie ma rubryk w stp-ach PS-2000, więc „Zagryź” musiał fałszować statystykę wpisując np. kaszę zamiast suchej karmy. Jak to przeczytałem to obaj z Alikiem wydali wycie radości.

Drugi ze wskaźników ma kluczowe znaczenie dla wszystkich, chodzi o miesięczne sprawozdanie z ilości kartek zapisywanych w notatnikach służbowych. To było tzw. sprawozdanie NS-2009. Każdy funkcjonariusz posługujący się notatnikiem służbowym musiał liczyć zapisane w miesiącu kartki i wpisywać je do odpowiednich rubryk. To był bardzo ważny wskaźnik ocenny policjanta. Na przykład ja piszę maczkiem, więc zapisane miałem mało, a „Malutki” sadzi wielkie kulfony, więc zapisuje kartkę za kartka. Oczywiście my na co dzień nie wypisujemy notatników, ale jak mamy planową służbę, np. przy zabezpieczeniu rozprawy, albo jakiejś imprezy – to musimy prowadzić notatniki.

Popatrzcie, a malkontenci mówili, że Policja się nie unowocześni nigdy, a tu KGP walnęła taki prezent…..

18 sierpnia.

Robota nam się trafiła nielicha. Gdzieś tak koło 8,30 zadzwonił Dyżurny, że mamy zwłokę na zalewie pod miastem i choćby się waliło i paliło musimy jechać. Mówię człowiekowi, że nurkowanie się skończyło, bo nam siadła sprężarka i nie ma czym butli napełnić, zgłaszałem to staremu i nie mam z czym ludzi wysłać. Dyżurny mówi, że absolutna kaplica. Wczoraj wieczorem i późno w nocy telewizory urządziły nad jeziorem piknik, oczywiście się popili jak stodoły, a jeden wlazł po pijaku do wody i oczywiście nie wylazł. Dopiero dzisiaj, jak otrzeźwieli zorientowali się, że jednego brak. Mówię, że może się u jakiejś panienki zapodział, ale podobno znaleźli jego ubranie, nawet, k…, spodenki, bo nago polazł. Wiadomo, że jak tak wlazł to trup. Podobno nad jeziorem ze trzy ekipy telewizyjne i tylko czekają na policję, żeby newsa nakręcić. Straż Pożarna też nie pojedzie, bo nie mają benzyny, więc musimy jechać. Co, k…, robić, Dyżurny porządny gość, nie panikarz, czuję, że mu zależy, więc wziąłem chłopaków i pojechaliśmy. Na miejscu Sajgon, miotają się ze trzy ekipy z TVP i ze trzy z komercyjnych, poza tym tłum ludzi. Coraz to dojeżdżają samochody z pismakami i fotoreporterami.

Cośmy mieli robić, pchnąłem „Krótkiego” do Ochotniczej Straży, żeby pożyczyć ze dwa bosaki. W tym czasie napompowaliśmy ponton, chłopaki wsiedli na gumę i pojechali, k…., z bosakami zamiast aqulungami. Wyjechali na środek i zaczęli macać bosakami. Jak, k…., za króla ćwieczka. Oczywiście pismaki opadły nas z „Malutkim” i pytają dlaczego nie ma płetwonurków. Nam, k… gorąco w kominiarkach, bo upał jak cholera, a tu, k…. konferencja prasowa. Mówię spokojnie, że mamy płetwonurków, ale sprzęt nam się posypał, forsy na nowy nie ma, słowem kaplica.

Ale wsiedli na kierownictwo, pełne oburzenie na tą, k…., nędzę finansową. Zrobili kilka spiczów do wydań informacyjnych głównych dzienników. Ale zrobiliśmy reklamę, znowu stary będzie płakał….

Jebaliśmy się do wieczora, oczywiście bezskutecznie…. Chyba trzeba poczekać, aż sam wypłynie za kilka dni. Pewnie po reklamie telewizyjnej już do tego czasu będziemy mieli nie tylko nową sprężarkę, ale nawet U-boata…..

19 sierpnia.

No to dzisiaj zaczęliśmy wojnę na całego. Przyszło przedsądowe wezwanie adwokackie w sprawie zaległości. Mecenas wyznaczył termin 14 dni od daty doręczenia, w przeciwnym wypadku sąd. Jak zadzwonił, że już powinno być w Firmie – wysłałem „Mruczka” na zwiad. Wrócił po kilku godzinach i zaraportował, że rzeczywiście pismo przyszło, ale od razu zostało skierowane do Radcy Prawnego. Wiedzą o tym Zastępca ds. Logistyki i Finanse. Zebrali się u szefa i coś tam strasznie deliberują. Wracając „Mruczek” wpadł do Kryminalnego i pochwalił się, żeśmy zaczęli batalię. Jakiś czas później wpadł do mnie Naczelnik Kryminalnego, oczywiście pokazaliśmy mu te papiery. Powiedział, że oni chyba też tak zrobią, więc podałem telefon do naszego papugi i zadzwoniłem – oczywiście gość się ucieszył, że będzie miał kolejnych klientów. Zaczęli się umawiać z Kryminalnym, zobaczymy co z tego wyjdzie….

[cdn…] podinsp. w stanie spoczynku Adam M. Rapicki

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.