30 grudnia.
Dzisiaj wyjątkowo świąteczny dzień w Policji – wymiana legitymacji służbowych, zwanych dalej „szmatami”, co się odbywa regularnie co dwa lata. Stawili się w robocie wszyscy, w tym nasi „legioniści”. Wyobraźcie sobie, że wszyscy zgłosili się ochotniczo do służby w Sylwestra i Nowy rok, mimo że nikt z nimi nie rozmawiał. Cóż, mimo że pracują u nas od kilku miesięcy, w dodatku od kilku na szkole – już czują związek z naszą jednostką, to dobrze wróży na przyszłość. Oczywiście przyjęliśmy ich z otwartymi ramionami. Trzeba będzie wykombinować coś dla nich w nagrodę.
Ale przejdźmy do głównego wydarzenia – dostaliśmy nowe „szmaty”. Piękne, k…, i jakie praktyczne. Tym razem jest to ośmiokąt o średnicy 14 cm (co „Majster” od razu zmierzył), zatopiony w gruby plastik. W środku zdjątko, napisy z danymi, jak zwykle, wszystko otoczone szlaczkami, jak w zeszycie pierwszoklasisty. Praktyczność nowych legitymacji wyraża się w tym, że nie mieszczą się do żadnej kieszeni, ani nowych mundurów, ani naszych łaciaków. Dla tych, co pracują po cywilnemu to samo; nie mieszczą się ani w kieszeni marynarki, ani w kieszeni dżinsów. Nie mają też dziurki umożliwiającej ewentualne noszenie na sznurku na szyi. Oczywiście nie wchodzą też w żadne etui. Przez lata służby uzbierało mi się kilka modeli etui, na ogół wykonanych z porządnej skóry. Zawsze tak było, że nowe „szmaty” nie pasowały do poprzednich etui, albo były za małe, albo za duże. Co za finezja projektu.
Wszystko wzięło się stąd, że kiedyś stwierdzono, że legitymacjom zdarza się ginąć, więc wymiana co dwa lata powodowała unieważnienie starych, w dodatku ma to zapobiegać ewentualnym fałszerstwom. Na świecie radzą sobie z tym inaczej – po prostu legitki są porządnie zabezpieczone, chociażby w oparciu o dane biometryczne (ich się nie podrobi), ale u nas wszystko musi być inaczej. Jak Chińczycy 700 lat temu wynaleźli proch, to nie powód, żeby w warszawce nie podejmować prób wynalezienia prochu na nowo i to parę razy w roku. Nikt – oczywiście – nie zastanawia się ile to kosztuje, wraz z wymianą „nieaktualnych” etui.
Mam kumpla, emeryta, starego oficera, który kiedyś pracował jako doradca gen. Papały (tego, co go zabili). Facio pracował w zespole podejmującym próby racjonalnej przebudowy KGP. Jego zespół badał zakresy czynności poszczególnych komórek, a nawet indywidualne zakresy czynności poszczególnych stanowisk. Jaja były jak berety, na przykład w Biurze Prewencji, w czasie, jak Policja nie miała ani jednego latadła – już funkcjonował Wydział ds. lotnictwa policyjnego, między innymi z zadaniami „zaopatrzenia w paliwa i smary”. Za to w Biurze Kadr jest stanowisko z określeniem wymiaru czasu: pół etatu na zadanie: „projektowanie legitymacji policyjnych”. Wynika z tego niezbicie, że na Puławskiej siedzi oficer w niezłym stopniu, który ma za zadanie albo codziennie przez dwa lata przez cztery godziny dziennie, albo przez rok przez osiem godzin dziennie zajmować się projektowaniem legitymacji. Rozumiecie – komuś obeznanemu w stopniu przyuczonej małpy z jakimkolwiek oprogramowaniem graficznym – wykonanie kilku (do wyboru) projektów legitymacji nie zbawiłoby więcej jak dwie, trzy godziny; no ale w Biurze Kadr mają na to inna optykę, wszak trzeba zapewnić komuś z wysokimi kwalifikacjami (czytaj mającemu „odpowiednie” koligacje rodzinne, albo kolesiowskie) – godziwą pracę, by mu się żyło dostatnio i godnie.
Dobra, ale co my, k…. mamy zrobić z tym „wytworem intelektualnej wielkości Biura Kadr?”
„Majster” coś tam porysował i mówi, że może z jakiejś starej raportówki zrobić ośmiokątne etui, zaopatrzone w kółko – jak mu się uda, to legitkę będzie można nosić na szyi na smyczy od komórki. „Cóż” – mówię – „rób, stary w imię Boże”…..
W końcu dalej obowiązuje „Pierwsze Prawo Puławskie”, w skrócie PPP, które brzmi: „nie ma takiej bzdury, której KGP nie potrafiłaby wykorzystać dla szkody policjantów”….
31 grudnia.
Dzień zabaw i szaleństw, a dla nas sporo ciężkiej roboty. Rano zrobiliśmy zbiórkę stanu z rozdziałem zadań. Od razu wybuchła sensacja. Wszystkim Komenda zapłaciła wszystkie należności – przelewy księgowały się wczoraj, w różnych godzinach, bo i ludzie mają konta w różnych bankach. Zapłacili wszystko co do grosika, więc każdemu spora sumka na konto wpadła. Oczywiście odsetek nie zapłacili. Zadzwoniłem do Kryminalnego, okazało się, że im też zapłacono, oczywiście też bez odsetek. Zadzwoniliśmy do naszego adwokata z życzeniami noworocznymi, a przy okazji zapytaliśmy, co robimy dalej. Umówiliśmy się już w styczniu, ale wszystko wskazuje na to, że proces będziemy kontynuować. Tym razem pójdzie o odsetki do daty zapłacenia i odsetki od odsetek. Jakby nie patrzeć dla każdego się uzbiera spora kwota.
Koło 9.00 wznieśliśmy noworoczny toast – legalną kawą z nielegalnego czajnika i grupy nocne odesłałem do domu. Spotykamy się o 20.00 na odprawie. Kazałem wziąć ludziom polary i goreteksy – pada deszcz ze śniegiem i nocne szaleństwa, przynajmniej dla nas będą raczej chłodne.
I tak kończy się kolejny roczek. Oby dla wszystkich nowy był lepszy, niż ten, który minął….
4 stycznia.
Dzisiaj dla mnie ważny dzień, może najważniejszy. Czekałem na niego wiele lat, tak jak czeka tysiące gliniarzy. Trzeba zrobić bilans i podsumowanie całej służby, najlepiej w jednym zdaniu: „Uprzejmie proszę o zwolnienie ze służby z dniem 15 lutego b.r., z przeniesieniem w stan spoczynku i przyznaniem zaopatrzenia emerytalnego, według obowiązujących przepisów”. Jeszcze druk i podpis……
Wydrukowałem, podpisałem, zaniosłem.
Po powrocie zaprosiłem „Malutkiego” i „Bacę” do siebie, postawiłem kawę i zaczęliśmy rozmawiać. Główny temat – komu oddać dowództwo. Dawno mieliśmy ustalone, że po mnie weźmie „Malutki”, tak się dogadywaliśmy jeszcze z „Łysym”. Ale tu niespodzianka – „Malutki” się postawił. Wyliczył sobie, z doliczaniem tych okresów w Iraku i Afganie, że będzie miał właściwie wszystko, w razie gdyby mu coś brakło – doliczy rentą. „Nie mam, k…., ochoty, żeby mnie zajeździli na śmierć, jak ciebie” – uzasadnił rzeczowo, a ślepia mu się zrobiły jak szparki. Tak, facet jest zwyczajnie zdesperowany. Chce odejść z końcem czerwca. Wygląda na to, że funkcję będzie musiał wziąć „Baca”. Jest znacznie młodszy, ma stopień oficerski, zdobyty z pierwszą lokatą, nagrodę Prezydenta, chłopaki go lubią i szanują, ma autorytet. Będziemy to musieli przepchnąć. Musi się udać. Nie wyobrażam sobie, żeby dowództwo przejął jakiś, k… ustosunkowany plecak. Byłby to koniec jednostki…
Zadzwoniłem, gdzie trzeba i poszliśmy do zaprzyjaźnionej knajpki, żeby pogadać…
5 stycznia.
Wezwał mnie Zastępca ds. Prewencji. Wchodzę – widzę, że trzyma w ręce mój raport. Zaczęliśmy rozmawiać. Trochę mnie namawiał do zostania jeszcze przynajmniej do końca czerwca, ale niezbyt gorąco, stary wie, że właściwie powinienem siedzieć na zwolnieniu lekarskim, a to że jestem w robocie to moja dobra wola. Udało się przekonać go do kilku spraw. Bardzo się zmartwił, że „Malutki” też zamierza za kilka miesięcy odejść, ale wstępnie zgodził się na „Bacę”, lepszego i tak nie znajdzie, a przynajmniej przekazanie Kompanii będzie płynne i bez zacięć. Gorzej, że po odejściu „Malutkiego” praktycznie nie ma nikogo o równych kwalifikacjach na zastępstwo. Cóż, taka jest sytuacja w całej Policji, że odchodzących fachowców zastępują amatorzy, bo prawdziwych fachurów nie ma jak wyszkolić. Poprosiłem starego, by podpisał list pochwalny do Komendanta Legionowa na naszych, którzy będąc na urlopie – ochotniczo zgodzili się na służbę w Sylwestra i Nowy Rok. Trzeba przyznać, że bardzo nam pomogli w porządnym zaplanowaniu zmian. W sumie nic się nie działo, ale zawsze lepiej mieć na ulicy komplet, niż mniej ludzi.
Stary się martwi, że w tym roku pęknie bańka z odejściami, a naboru praktycznie nie ma. Oczywiście, że nie ma i nie będzie. Teoretycznie chętnych jest sporo, ale odsiew jest ogromny, poza tym jak już się ktoś zgłosi – to najwyżej jest to typowe „mięso armatnie”. Ludzi z prawdziwą klasą, którzy myśleliby perspektywicznie nie uświadczysz. Taki jest efekt zmian w systemie emerytalnym. Dzisiaj już nikt nawet nie myśli, by służyć do emerytury. Jak ktoś znajdzie lepszą pracę – wieje na potęgę. Oczywiście cały wysiłek szkoleniowy diabli biorą. Niedługo obsada funkcji kierowniczych będzie już nie z łapanki, jak teraz, ale w ramach „ciężkich robót” za karę. Mądrzy ludzie przestrzegali, by nie majstrować przy emeryturach, ale nasi „ojcowie narodu” wiedzą lepiej, – to niech teraz sami pilnują ulic.
Właściwie co mnie to obchodzi – za sześć tygodni będę ius cyvile…..
6 stycznia.
W poniedziałek nie miałem głowy na czytanie kolejnych „zarządzeń” i innych wypocin, czyli „dzień odprawowy” odpuściliśmy. Pewnie by się tak dalej udało, ale, niestety, dzisiaj dostaliśmy do „zapoznania i wykonania” najnowsze dzieło, prawdziwą ejakulację intelektu służbowego KGP. Najgorsze, że w znacznym stopniu dotyczy to i nas, chociaż nie jest to jednoznaczne. Warszawka zarządziła nową systematykę szkoleń strzeleckich. Mianowicie gliniarze merytoryczni, a więc z Policji Kryminalnej i Prewencji będą mieli prawo do dwóch szkoleń strzeleckich w roku i na każde dostaną aż po 6 pestek. Reszta, a więc cała logistyka, wspomagający mają prawo do jednego szkolenia w roku, z przydziałem 6 pestek. O, k…., ale się naumieją! W warszawskim ukazie nie ma nic na temat szkolenia ateciaków i tu, k…., problem. Znaczy się nie jesteśmy ani merytoryczni, ani logistyczni. Można z tego wysnuć kilka wniosków. Po pierwsze, że nas nie ma – amba zjadła. Po drugie każdy może po uważaniu zaliczyć nas do merytorycznych, albo do wspomagających. A co, może nie? Przecież my zwykle tylko wspomagamy robotę innych. Na wsiakij słuczaj kazałem policzyć ile mamy amunicji, wyszło, że sporo. Na jakiś czas szkolenia, przynajmniej pistoletowego będzie. Żeby chłopaki na jednej strzelnicy wypukali choć po 10 magazynków – wtedy mniej więcej utrzymają się na stałym poziomie.
Żal mi reszty gliniarzy. Oni i tak najczęściej g…. umieją, a teraz będą chyba mieli większe szanse – rzucając pistoletem, niż strzelając. Jak pójdzie tak dalej, chyba będzie trzeba dla gliniarzy zaprojektować do munduru specjalne plakietki „Baczność, uzbrojony, niebezpieczny dla otoczenia”. Może zresztą zamiast spluwy dawać gliniarzom worek kamieni? To niezły pomysł, nieraz kamieniem łatwiej trafić jak ze spluwy. Grozi tylko, że warszawka natychmiast wprowadzi ewidencję i ścisłe rozliczanie kamieni. Może nawet każdy zostanie oznaczony stosowną pieczątką. Oczywiście wprowadzi też druk statystyczny ”Stp – k – r/20010/1” odnośnie do zużycia tak groźnej amunicji. Oczywista, ciekawe który pociotek, na podstawie przepisów „prawa rodzinnego” wygra przetarg na dostawę i jakie, k…., wady wyjdą w procesie eksploatacji…
[cdn…] podinsp. w stanie spoczynku Adam M. Rapicki