Artykuł z zaproszeniem do dyskusji i współpracy
Zanim zacznę – apel.
Ukazem, w satrapii swej niezmierzonej prezesa Bractwa Mundurowego RP – naszego drogiego Mario – mianowany zostałem szefem działu prawnego Bractwa. Jako zatem początkujący prawnik (mam zaledwie 50 lat praktyki) apeluję do wszystkich mądrych głów prawniczych o współpracę. Mam parę pomysłów, tudzież doświadczeń z własnej praktyki, które ku pożytkowi wszystkich viribus unitis można wykorzystać. Zapraszam do współpracy…
Praktycznie wszyscy represjonowani dotknięci są jeszcze jedną krzywdą ze strony IPN, a mianowicie wpisem do katalogu „byłych”, dostępnym każdemu, kto ma dojście do Internetu. Wpis nazwiska b. funkcjonariusza ma charakter stygmatyzujący. Jest to dotkliwe zarówno dla samych zainteresowanych, jak i ich rodzin.
Taką możliwość dla tej „historycznej” policji politycznej, jaką faktycznie jest IPN, stworzyła ustawa o IPN, który z niej korzysta do woli. Czy słusznie?
Moim zdaniem, ta zasada pozostaje w sprzeczności z Konstytucją, która w praktyce polskiej stawia na piedestale godność człowieka, jako wartość nadrzędną i niezbywalną (art 30 i – pomocniczo, art 31 Konstytucji).
Upublicznianie danych osobowych o charakterze stygmatyzującym jest obecne w kodeksie karnym, w katalogu środków karnych (dawniej zwanych karami dodatkowymi). Jest to instytucja „podania treści wyroku do publicznej wiadomości”. Czasem sądy, choć stosunkowo rzadko, z tej możliwości korzystają. Wymierzenie takiej kary jest jednak poprzedzone dowodem winy, ergo całym przewodem sądowym. Podsądny dysponuje całym arsenałem środków obrony oraz instancyjną kontrolą wyroku (w apelacji), jak również pewną możliwością skorzystania ze środków nadzwyczajnych.
Inaczej natomiast się dzieje w „wyrokach” ferowanych przez IPN. Decyzja (faktyczna) o wpisie „delikwenta” do katalogu następuje całkowicie woluntarystycznie, inkwizycyjnie, bez zachowania jakichkolwiek praw (w tym prawa do obrony). Żadne formy odwoławcze również nie są przewidziane. Sam zainteresowany niejednokrotnie dowiaduje się o wpisie nawet w czasie przypadkowego zajrzenia do Internetu. Dobrze, gdy to uczyni sam, a nie dowie się od „życzliwych”.
Generalnie prawo polskie zna trzy procedury – procedurę karną (określoną w kodeksie postępowania karnego), procedurę cywilną (określoną w kodeksie postępowania cywilnego) i procedurę administracyjną (określoną w kodeksie postępowania administracyjnego). Cechą wspólną wszystkich tych ustaw jest zachowanie określonych gwarancji procesowych dla strony postępowania.
IPN jest organem administracji państwowej, obowiązują go zatem przepisy kpa. Sęk w tym, że IPN stosuje kpa jak mu wygodnie. Jak mu nie wygodnie, to zwyczajnie nie. Jest to instytucja, która nie ma nad sobą żadnego organu, działając praktycznie poza jakąkolwiek kontrolą państwową, czy kontrolą organu II instancji. Państwo w państwie.
Analogiczna sytuacja następuje w odniesieniu do tzw. „informacji” IPN, będących dla organów emerytalno – rentowych podstawą do wydania decyzji administracyjnych o zmniejszeniu emerytur, czy rent. Informacja IPN powinna pochodzić z tzw. „zasobu archiwalnego”. De facto, ten „zasób” pochodzi ze skopiowanych teczek personalnych funkcjonariuszy. Wydanie takiej informacji nie jest poprzedzone postępowaniem administracyjnym. Kto zatem powinien dokonać kontroli rzetelności informacji. Ano organy emerytalno – rentowe. Określił to jednoznacznie Trybunał Konstytucyjny w wyroku K 6/09 z lutego 2010 r. W uzasadnieniu wyroku czytamy:
…”Ponadto, informacja o przebiegu służby sporządzona przez IPN stanowi tylko i wyłącznie dowód z akt osobowych funkcjonariusza w postępowaniu przed organem emerytalnym w sprawie ponownego ustalenia prawa do świadczenia emerytalnego oraz jego wysokości. Informacja, będąc tylko jednym ze środków dowodowych w postępowaniu przed organem emerytalnym, w żadnym wypadku nie rozstrzyga sprawy indywidualnej z zakresu zaopatrzenia emerytalnego funkcjonariusza. Z istoty zaświadczenia jako czynności materialno-technicznej wynika bowiem, że jest ono – jak niniejsza „informacja” – aktem wiedzy, a nie woli IPN i nie ma charakteru prawotwórczego, w szczególności nie zmienia zakresu praw i obowiązków funkcjonariuszy, nie wywołuje bezpośrednio żadnych skutków materialnych w sferze ich uprawnień emerytalnych choć, pośrednio może mieć wpływ na realizację niektórych praw i obowiązków. Zaświadczeniem organ potwierdza jedynie istnienie określonego stanu faktycznego na podstawie posiadanych już danych. Rozstrzygnięciem władczym o indywidualnych prawach i obowiązkach byłego funkcjonariusza organów bezpieczeństwa PRL jest dopiero decyzja właściwego organu emerytalnego w przedmiocie ponownego ustalenia prawa do zaopatrzenia emerytalnego i jego wysokości. Co więcej, to właśnie w tym postępowaniu organ emerytalny, zgodnie z art. 34 ust. 1 ustawy o zaopatrzeniu emerytalnym funkcjonariuszy, w celu ustalenia okoliczności mających wpływ na prawo do świadczeń pieniężnych z tytułu zaopatrzenia emerytalnego funkcjonariuszy, przeprowadza postępowanie dowodowe i ocenia tym samym także urzędowe poświadczenie faktów zawarte w informacji IPN. Treść informacji IPN, stanowiącej dokument urzędowy, może zatem ulec weryfikacji w postępowaniu dowodowym. W myśl art. 76 § 3 k.p.a. dopuszczalne jest bowiem nawet obalenie domniemania zgodności z prawdą dokumentu urzędowego w drodze przeprowadzenia dowodu przeciwko treści takiego dokumentu. Decyzja organu emerytalnego zapada więc po przeprowadzenia stosownego postępowania dowodowego i podlega następnie zaskarżeniu do sądu powszechnego.”…
Problem w tym, że organy emerytalne całkowicie lekceważą prawny obowiązek każdorazowego postępowania administracyjnego (dowodowego) przed wydaniem decyzji. Z lekceważeniem tegoż wyroku TK łącznie! Informacje IPN zostały zatem obdarzone dogmatem nieomylności.
A zatem dwa, dotkliwe dla funkcjonariusza rozstrzygnięcia są całkowicie pozbawione gwarancji praw strony, wynikających z kpa. To jest jawne bezprawie systemowe!
Decyzje emerytalne (rentowe) podlegają postępowaniu przed sądami pracy. Niemrawo, z ogromnymi opóźnieniami i przewlekłościami, łamiącymi wszelkie zasady prawne – jednak się toczą. Zapadło dotąd ok. 2000 wyroków sądów I instancji i niewielka ilość wyroków II instancji. Szansę na poprawę tego stanu rzeczy dają 23 skargi na przewlekłość zawisłe w ETPC w Strasburgu. Drogą niejako okrężną jest możliwość wytoczenia procesu autolustracyjnego. Tylko część represjonowanych może z niej skorzystać. Chodzi o tych, których pozycja prawna w dawnych służbach była wątpliwa, czy dyskusyjna. Głównie chodzi tu o ludzi, którzy pracowali w komórkach organizacyjnych, stojących „okrakiem” między MO a SB. Tak „załapali się” byli pracownicy pionu polityczno – wychowawczego, łącznościowcy, niektórzy b. pracownicy wydziałów literowych (które aczkolwiek były w strukturze SB – pracowały na pożytek obu służb). Proces karny, I instancją jest sąd okręgowy. Wymaga znakomitego przygotowania dokumentacyjnego. Przeciwnikiem procesowym jest prokurator lustracyjny IPN. IPN stara się grać na zwlokę i zasypuje sąd masą „dokumentów”, z których większość stanowi nic nie znaczącą makulaturę. Trzeba się przez to przedrzeć i to dokładnie, bowiem w tej masie można jednak znaleźć sporo wartościowego materiału. Ja w mojej sprawie znalazłem dwa komplety skandalicznych dokumentów. Jedne dotyczyły mojego ojca – oficera dywersji AK, a drugie moich, służbowych pobytów w Anglii w połowie lat ’90. Okazało się, że IPN potrafi faktycznie inwigilować st. oficera policji, wykonującego za granicą zadanie zlecone przez Komendanta Głównego (w moim wypadku Papałę). Natomiast w archiwaliach osobowych znalazłem rewelacyjne materiały na własną obronę, w dodatku takie, do których nie miałem dostępu. Wykorzystuję je aktualnie w dwóch innych procesach, w tym wygranym w I instancji procesem emerytalnym.
Wygrany proces autolustracyjny daje tylko jedną odpowiedź: „złożył zgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne”. Tłumacząc to na język potoczny znaczy, że zaprzeczył, by był funkcjonariuszem b. służb. W zasadzie oznacza to, że informacja IPN dotycząca przebiegu służby, wydana dla celów emerytalnych – jest fałszywa.
Niemniej, organy rentowe nie chcą honorować takich wyroków. W moim przypadku, wygrawszy w dwóch instancjach proces lustracyjny – zwróciłem się do ZER z opartym na art. 145 kpa, wnioskiem o wznowienie postępowania administracyjnego. Tu ból. Nie mogli wznowić czegoś, czego nie było. Zastosowani wybieg – łamiąc art. 149 kpa nie wydali w sprawie postanowienia, ale wydali dwie nowe decyzje emerytalne i rentowe, odmawiające ponownego przeliczenia. Tak dorobiłem się dwóch kolejnych odwołań w sławetnym Wydziale XIII (eutanazyjnym). Niewykonanie wyroku lustracyjnego (SA, Wydziału II Karnego w Krakowie), stanowi ewidentne złamanie zasady res iudicata.
Gdy Polska już wróci do przestrzegania ładu konstytucyjnego i praworządności – takie stanowisko musi się spotkać z ripostą. Nie chodzi tutaj o ślepą zemstę, ale lekcję, by łamacze Konstytucji i porządku prawnego, razem z następnymi pokoleniami pamiętali o tym. Przez setki lat.
ZER nie jest w tym odosobniony. Analogiczne stanowisko zajmuje IPN. Dysponuję pismem, podpisanym przez prezesa – Szarka, że IPN nie czuje się związany wyrokiem, albowiem nie jest to wyrok skazujący. Poniekąd słusznie – wyrok autolustracyjny de facto jest wyrokiem uniewinniającym. Jeśli ktoś jest zainteresowany większą ilością szczegółów – odsyłam do artykułu Leszka Konarskiego w „Przeglądzie”: „W IPN na wieki wieków” z czerwca ub. roku.
Aliści IPN wyrok lustracyjny publikuje w katalogu internetowym „byłych”. Nie śpieszy im się, u mnie to trwało tylko 7 miesięcy. Jest tylko informacja o wyroku, ale nie ma jakim. Podanie treści wyroku negowałoby wpis główny. Do takiego poświęcenia IPN nie jest zdolny.
Uderzyłem zatem ostrzej, występując z żądaniem usunięcia wpisu z katalogu. Po dłuższej korespondencji odpowiedzieli mi, że „nie ma takiego przepisu”. Nie ma i już!
A g…. prawda. Przepisy te istnieją. Najważniejszy jest art. 51 ust. 4 Konstytucji. Uzupełnieniem jest dyrektywa (ustawa) Parlamentu Europejskiego – zawiera bardzo ładne określenie: „prawa do bycia zapomnianym” oraz przepisy polskiej ustawy o RODO (wydane na podstawie wspomnianej dyrektywy).
Tak uzbrojony rozpocząłem wojnę.
Wytoczyłem IPN proces cywilny o naruszenie dóbr osobistych. Głównym żądaniem pozwu jest usunięcie mojego nazwiska z katalogu „byłych”. Są i inne żądania, ale dla mnie mniej ważne. Wspomnę tylko, że zażądałem orzeczenia nawiązki na ważny cel społeczny, tudzież zadośćuczynienia (100 tys.). Nie jestem pazerny, traktuję to jako honorarium za korepetycje prawne, a to są najdroższe korepetycje, jakie znam (oprócz może jeszcze korepetycji z matematyki; jako ojciec tegorocznej maturzystki naprawdę wiem, co mówię).
Sytuację mam zaiste komfortową. Wpis mnie dotyczący zawiera ewidentne kłamstwo, dotyczące piastowanego stanowiska, które – w inkryminowanym okresie piastował inny funkcjonariusz. Tu z pomocą przyszła mi pani prokurator lustracyjna, która w mojej sprawie (lustracyjnej) dostarczyła pełne dossier tegoż funkcjonariusza. Inne materiały zgromadziłem sam – też bardzo mocne.
Sprawę zacząłem w Krakowie, aliści krakowski sąd przerzucił ją do Warszawy, uznając że głównym pozwanym powinien być prezes IPN. Tak dostąpiłem zaszczytu zaatakowania samego jądra ciemności.
Tu nastąpiła dywersja, a IPN został wzięty w dwa ognie. Funkcjonariusz Straży Granicznej wystąpił o wykreślenie z katalogu. Poszedł drogą administracyjną (trochę okrężną). Wystąpił do Inspektoratu Ochrony Danych Osobowych. Dostał decyzję odmowną, którą zaskarżył do WSA, przegrał, więc uderzył z kasacją do NSA i – w sierpniu ub. roku WYGRAŁ. NSA nakazał powtórzenie procedury. Ma to ten walor, że teraz z IPN będzie się handryczył Inspektorat Ochrony Danych Osobowych.
W moim procesie (w SO w Warszawie – Wydział II Cywilny), który jest na etapie zamykania przewodu – miały miejsce sytuacje nader osobliwe. Ot, choćby – jeden z dyrektorów z IPN na rozprawie…zakwestionował własny podpis pod sławetną informacją IPN o przebiegu służby.
Czekam cierpliwie na zamknięcie przewodu (o czym sąd informował na rozprawie…w kwietniu…i ogłoszenie wyroku. Mam nadzieję, że będzie to przełom i przyczyni się do szybszego i sprawnego rozwiązywania spraw pozostałych represjonowanych.
Zapraszam do dyskusji.
Podinsp. w stanie spoczynku – Adam M. Rapicki