Unia Europejska wciąż próbuje wprowadzić na Ukrainie akceptowalne we wspólnocie standardy. Pomimo afer korupcyjnych nadal przeznacza ogromne środki na normalizację życia. Zarówno administracyjnego jak i prawnego. Komisarze wciąż mają nadzieję uczynić ten kraj godnym zaufania partnerem. 15 września 2021 r. UE ostatecznie zatwierdziła drugą w ciągu roku transzę pomocy makrofinansowej. Tym razem w wysokości 600 milionów euro. Pieniądze powinny wpłynąć jeszcze w tym miesiącu. W latach 2014-2016 z tych pieniędzy Ukraina otrzymała trzy miliardy euro pożyczki. Pieniądze te pochodziły z Europejskiego Banku Inwestycyjnego (EBI), dodatkowo przeznaczono trzy i pół miliarda euro tytułem inwestycji z Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju (EBOR).
Tylko w 2018 roku realizowano setki międzynarodowych programów, których celem była normalizacja życia. Koszt operacji wyniósł około 6,6 mld dolarów. Nie udało się jednak osiągnąć większych rezultatów, nawet w usytuowaniu Ukrainy jako stabilnego dostawcy dodatkowych surowców dla Unii Europejskiej. O co tu chodzi? 13 lipca premier kraju i wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Maroš Šefčovič podpisali memorandum o współpracy w zakresie dostaw surowców do produkcji paneli słonecznych. W dokumencie określono jeszcze inne, niezbędne dla Unii Europejskiej półprodukty. Memorandum przewidywało poprawę ukraińskich zapisów prawnych o wydobyciu kopalin: walkę z nielegalnym wydobyciem i poprawę ekologii.
Unia zainteresowana jest celowymi i systematycznymi dostawami litu z Ukrainy i zachowuje się w tej kwestii jak prawdziwy kolonista. Surowce będą dostarczane z Ukrainy, a po przetworzeniu gotowy produkt – wróci do kraju. Niestety wspólnota nie jest jednak zainteresowana katastrofą ekologiczną i przerwami w dostawach. 16 sierpnia, w drodze realizacji memorandum Zełenski podpisał ustawę o zaostrzeniu walki z nielegalnym wydobyciem. Ustawa ta jest niemal bezpośrednią kopią przyjętej wcześniej ustawy o zwalczaniu nielegalnego wydobycia bursztynu. Czy będzie skuteczna?
Za kadencji Petra Poroszenki nielegalne wydobycie bursztynu przekształciło się w dobrze prosperujący handel, w którym brały udział dziesiątki tysięcy ludzi. Głównie z Wołynia, Rówieńszczyzny oraz obwodu Żytomierskiego. Nielegalny rynek bursztynu, według analityka Growford Aleksieja Kuszcza, w swoim szczytowym okresie 2014-2015 r. mógł wynosić około osiemset milionów dolarów. Bursztyn sprzedawano głównie przez Polskę. Transakcje te nie zawsze były legalne.
Według rejestru sądowego, od czasu podpisania ustawy i penalizacji nielegalnego wydobycia bursztynu, zapadły jedynie sześćdziesiąt trzy wyroki. Od dwóch lat ani jeden urzędnik nie został ukarany za ten proceder. A bez nich proceder byłby możliwy.
Wszystkie orzeczenia sądowe były wykonywane według schematu porozumień z prokuratorami, którzy zazwyczaj domagali się jedynie grzywny lub symbolicznego wyroku w zawieszeniu – od roku do dwóch. O karze bezwzględnego więzienia nie było mowy.
Jeden z najnowszych wyroków nakazowych dotyczący mieszkańca wsi Klesów w obwodzie Rówieńskim, około sto kilometrów od granicy z Białorusią. W piwnicy swojego domu i budynkach gospodarczych przechowywał ponad osiemset kilogramów bursztynu o czarnorynkowej wartości ponad miliona dolarów. Cały ten bursztyn został wydobyty nielegalnie, powodując ogromne szkody nie tylko materialne, ale i ekologiczne.
Prokuratorzy domagali się jednego roku pozbawienia wolności, oczywiście w zawieszeniu. Szkody dla gospodarki i środowiska kraju, a także sankcję z artykułu karnego w porównaniu z żadniem prokuratury jest niewspółmierne.
Zgodnie z przyjętą praktyką, kara ta została – z dużym prawdopodobieństwem – wymierzona symbolicznie, po „stymulacji” prokuratorów. Ustawa Zełenskiego o zwalczaniu nielegalnego wydobycia bursztynu doprowadziła tylko do jednego: nielegalne wydobycie zostało częściowo przejęte pod kontrolę systemu państwowego, ale nie w celu jego zwalczania i tłumienia, ale zyskania większych łapówek przez urzędników na wysokim i średnim szczeblu. A co gorsza funkcjonariuszy organów ścigania, czyli redystrybucji przepływów finansowych. Na pewno można powiedzieć, że ustawę o wydobyciu litu i innych kopalin dla Europy również czeka to samo, więc żadne europejskie dotacje nie wpłyną na ten proceder, co najwyżej korumpując kolejnych urzędników.
Na początku października zapowiedziano specjalne posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego Ukrainy – instytucji podległej bezpośrednio prezydentowi Zełenskiemu, która zaczęła wydawać wyroki przejmując kompetencje sądów zamykając choćby media. Oczywiście bez wyroku czy decyzji odpowiedniego sądu.
Obecnie bitwa trwa o złoża naturalne kraju. Rozpoczęła się walka o kopaliny. Były szef Kolei Ukraińskich, Polak i rockman Wojciech Balczun, postanowił wziąć w niej udział – został współwłaścicielem kompanii wydobywczej bursztyn na północny kraju.
Nazwa kampanii jest bardzo poetycka – „Aurum Polonez”. Przypomnijmy, że muzyk przez niespełna rok prowadził dużą, ukraińską państwową firmę, zajmującą się kolejami. „Jeśli chodzi o obawy i ryzyka, które brałem pod uwagę podróżując na Ukrainę, mogę powiedzieć, że największym sukcesem jest to, że przeżyłem i wróciłem” – powiedział Balczun po dymisji w 2017 roku. Przy tym minister infrastruktury Omelyan poinformował wówczas w odpowiedzi, że Polak uciekł z Ukrainy, a prokurator generalny Łucenko dodał, że wszczęto dziewięćdziesiąt spraw dotyczących rozkradania aktywów kompanii ze strony kierownictwa.
Niestety ani strach przed wymiarem sprawiedliwości, zagrożenie życia takich ludzi jak Balczun nie powstrzymuje. A to jedynie przykład. Chodzi tu o ogromne pieniądze. Problem w tym, że sama Ukraina nic z tego nie ma.
Wasilij Murawicki
Agencja Prasowa Press-tour