56 lat temu padły słynne słowa skierowane do narodu niemieckiego „przebaczamy i prosimy o wybaczenie” (dosłownie: udzielamy wybaczenia i prosimy o nie). Spotkały się one w 1965 roku z mieszanymi reakcjami wśród Polaków. I nie ma się czemu dziwić.
Z punktu widzenia nauki Kościoła były one z pewnością słuszne, ale z punktu widzenia gigantycznych krzywd doznanych przez naród polski w wyniku agresji, najazdu i okupacji dla wielu naszych rodaków były przedwczesne. Dzisiaj z perspektywy ponad 50 lat jakie upłynęły od tamtego wydarzenia, znaczenie tych słów jest bardziej blade. Niemcy wykorzystali to przesłanie tak, jakby im się należało. Polska niewiele z tego miała.
Ale zastanawia mnie coś innego. Kiedy biskupi w Polsce zdobędą się na podobne słowa przebaczenia pod adresem własnych rodaków? Tysięcy tych, którzy mieli jakiś udział w umacnianiu i przedłużaniu ustroju Polski Ludowej? Żołnierzom, milicjantom, działaczom partyjnym? Kiedy powiedzą dosyć lustracyjnemu i dekomunizacyjnemu szaleństwu, które od dawna nosi znamiona depolonizacji? Brakowało mi głosu Kościoła gdy gnojono szlachetnych ludzi. Gdy w pismach i portalach mieniącymi się również katolickimi pojawiały się głosy oskarżające różne zasłużone osoby o współpracę z służbami specjalnymi Polski Ludowej.
Nie słyszałem głosu sprzeciwu, gdy szargano dobre imię profesora Witolda Jerzego Kieżuna, generała Zbigniewa Ścibor-Rylskiego, Jana Tomasza Zamoyskiego czy marszałka Wiesława Chrzanowskiego. Gdy niszczono naszych bohaterów, gdy Ci byli już za starzy, by się bronić.
Kiedy przeminie nienawiść, publicznie na wizji sączona z ust tych co odwołują się do prawa i sprawiedliwości? Kiedy padną słowa o przebaczeniu i zaprzestaniu lustracyjnej zemsty? Czy Kościół hierarchiczny nie sądzi, że już najwyższy czas na wielkie pojednanie Polaków? Że ogromna rzesza katolików nie ma ochoty wysłuchiwać bredni o „zbrodniczym i nielegalnym państwie jakim było PRL”? Bajek o wyklętych, które w swoim realizmie przypominają już te o Leninie.
Polska Ludowa, mimo wad i niedoskonałości była państwem polskim. Była taka jaka była możliwa. Była ojczyzną nas, naszych rodziców i dziadków. Była krajem o wiele bardziej bezpiecznym i przyjaznym niż obecna McDżungla zaprzedana ideologii zaoceanicznej. Że ciągle milcząc na ten temat Episkopat zachęca kolejnych paranoików do toczenia mściwej piany na forum publicznym także w jego – Kościoła – imieniu? Czy Episkopat nie pamięta, że za nienawiścią i chamstwem wobec wielu kapłanów i biskupów stoi ta siła, która pielęgnuje nienawiść lustracyjną? Czy Episkopat zapomniał o chamstwie, które uczyniono arcybiskupowi Stanisławowi Wielgusowi? Zabrakło mi pouczenia, że nie wolno robić takich rzeczy, że wypływa to z niskich pobudek lub wskutek zaćmienia umysłu emocjami. Że czynią to osoby, które są jawnymi narzędziami służącymi do działań antypolskich i często antykatolickich. I że Kościół nie może gloryfikować zdrajców – a i takich tablice pojawiają się w kościołach.
Mam marzenie by polscy biskupi zdobyli się na publiczny gest wobec swoich rodaków, tych, którzy mniej lub bardziej gorliwie „umacniali władzę ludową” przez 45 lat po wojnie. I powiedzieli – wybaczamy. Skoro bowiem tak skwapliwie i nieproszeni potrafili wybaczyć Niemcom, obcym agresorom i okupantom, to dlaczego dziś nie mogą się zdobyć na ten sam gest wobec swoich, o wiele mniej winnych? To mogłoby zakończyć wariacką wojnę lustracyjno – dekomunizacyjną. Tęsknie za Kościołem wielkiego ducha oraz za biskupami na miarę trudnych czasów. Chciałbym mieć silniejsze i wyraźniejsze poczucie, że Kościół rozumie wartość pojednania i spokoju w narodzie. Uważam, że zadaniem Kościoła jest budować mosty a nie mury. Budować jedność Polaków, a nie pomagać podsycać podziały, za którymi często stoją obcy.
Łukasz Marcin Jastrzębski