7 maja.
I tak nadszedł dzień próby. Pierwszy dzień walki o „poprawę społecznego poczucia bezpieczeństwa”. Wszyscy się wczoraj umówiliśmy, ze przyjedziemy godzinę wcześniej, aby dawać baczenie na rozwój sytuacji, a później się dostosujemy. Od ok. 7,30, jak najbardziej w mundurach zaczęliśmy się krzątać koło aut i obserwować. Godzina „W” nadeszła o 7,35 – wszystkie wejścia do budynku, szlabany na bramach wjazdowych, furtki zostały opanowane przez zorganizowane hordy łapaczy z Inspektoratu i Kadr, tu i ówdzie jakiś z BSW się trafił. Wszystko w mundurach i ze srogimi minami. Jakby tą zgraję powsadzać do radiowozów i wysłać na miasto – to dopiero by wzrosło „społeczne poczucie bezpieczeństwa”. Ale nic to. Tuż przed 8-mą zaczął się kataklizm drogowy; no nic dziwnego. Auta wjeżdżające na wewnętrzne parkingi były skrupulatnie kontrolowane, każde musiało się zatrzymać, a zawartość (umundurowana) okazać dodatkowo legitymacje. Oczywiście to trwało, chwilkę, bo chwilkę, ale wystarczyło, by na przyległych ulicach zrobiły się koszmarne korki, tak na oko po trzy kilosy w każdą stronę. W dodatku nikt nie jechał płynnie, tylko co chwila jakieś auto odbijało na pobliski parking, stację benzynową, czy zgoła chodnik, a w środku odbywało się uroczyste przebieranie, nawet po kilku naraz. Nie ulega wątpliwości, że spokojni mieszkańcy jadący do pracy, natrafiając na ten kataklizm komunikacyjny – na pewno poprawiali swoje „poczucie bezpieczeństwa”, klnąc najbardziej robaczywymi słowami, jakie zna język polski i języki kilku zaprzyjaźnionych narodów. Jak zauważyłem, sytuację pogorszyło to, że masa ludzi, którzy jeździli do pracy tramwajami i autobusami, bo im było wygodniej – natychmiast przesiadła się do samochodów, nie bez kozery; w tramwaju raczej trudno się przebrać. Co ciekawe, nawet ci, co i tak jeździli dotąd do pracy w mundurach, a było ich sporo, z drogówki, czy prewencji – musieli zademonstrować, że nie lubią ulegać totalitarnemu zniewoleniu i – oczywiście – pojechali w cywilu, a teraz zmieniają stroje w zakorkowanych samochodach.
Patrzyliśmy z chłopakami spokojnie na tą awanturę, tylko Alik zamiast zadzierać nogę przy krzaczkach – węszył i gulgotał, w końcu spore stado naturalnych wrogów w okolicy się pętało. Patrzyliśmy dalej na ten burdel, aż w końcu „Majster” nie wytrzymał i mówi – „szefie tak być nie może, musimy znaleźć bezpieczne obejście” – wziął torbę z narzędziami i znikł koło płota. Po półgodzinie wrócił i mówi, „gotowe”. Poszliśmy odebrać pracę. W płocie niedaleko przystanku tramwajowego, w miejscu zasłoniętym od chodnika jakimś chabyrdziem widniały elegancko wycięte drzwiczki z siatki, równie elegancko zamykane. Przez dziurę wchodziło się na tylną ścianę baraczku i między sąsiednimi zabudowaniami do kępy bzu. Stamtąd wystarczyło przeskoczyć parking (niestety otwartą przestrzeń) do naszej kanciapy. To było prawdziwe pole rażenia. „Krótki” zaraz przestawił ambulans i jednego Defendera, ale zawsze zostawał kawałek nie chronionej przestrzeni. W tę lukę wpadł Alik, którego „Zagryź” oprowadził od szlabanu z jednej strony i do chodnika z drugiej – wskazując mu miejsce założenia posterunków ochronnych. Alik zapamiętał i rozpoczął patrolowanie – żaden „wrogi” złamas już się nie mógł przedrzeć. Wystawiło się psu michę z wodą i nasypało chrupek, a na ścianie niedaleko szlabanu – „Zagryź” lojalnie przywiesił kartkę: „Uwaga złe psy, wejście na własną odpowiedzialność, wyjście w karetce pogotowia”.
Jak mi się wydaje, udało nam się zorganizować partyzanckie obejście – prawdziwy ateciak musi sobie umieć radzić ze wszystkim. Pozostało obserwować jak się sytuacja będzie rozwijała po południu. „Mruczek” zaraz zorganizował zakłady bukmacherskie – ile czasu ten paroksyzm potrwa. Notowania – dwa tygodnie są jak 1 – 52.
Pożyjemy, zobaczymy.
8 maja.
Dzisiaj ciąg dalszy walki o „poprawę społecznego poczucia bezpieczeństwa”. Do roboty dotarliśmy bez kłopotów, dzięki drodze otwartej przez „Majstra”. Po południu wczoraj też nie było kłopotów z wyjściem.
Od rana na ulicach wiodących do Komendy piekło i monstrualne korki. Kupę ludzi sądziło, że jak dojadą do roboty wcześniej, co najmniej o 7,30 – to będą bezpieczni. Naiwni. Hordy łapaczów ustawiły się na bramkach już od 7,10 i spowodowali takie spiętrzenie samochodów, że pół miasta było dokumentnie zakorkowane. W dodatku łup z tych wczesnych polowań był obfity – powstały całe listy proskrypcyjne delikwentów lekce sobie ważących „społeczne poczucie bezpieczeństwa”.
Policja to dziwna firma – nawet najgłupsze polecenie zawsze znajdzie wiernych i chętnych do gorliwych działań, wręcz z osobistym, psychologicznym zaangażowaniem. Cóż, niektórzy pokazują celowość własnego istnienia, wręcz sens życia, gdy mogą dokopać bliźniemu, przy okazji zasługując się na pochwałę jakiegoś przerośniętego ambicjonalnie buca.
Popatrywaliśmy na ten koszmarny bałagan, dla niepoznaki kręcąc się koło samochodów. Wówczas zobaczyliśmy jakichś dwóch odważniejszych, czy głupszych „łowców” zmierzających w naszym kierunku. Głupi, nie zauważyli Alika, który akurat pił wodę. Podniósł pysk znad miski, z fafli mu kapała woda, wysunął nos w górę i …. zwęszył znajomy, a wrogi zapach. Jak ruszył, jak mu w gardle zagrało, jaki wydał z siebie ryk, jak zabuksował pazurami na asfalcie….. jak „łowcy” rzucili się do ucieczki, gubiąc czapki, notesy z listami „zbrodniarzy” i długopisy….. Było na co popatrzeć.
Na wszelki wypadek zabrałem chłopaków do aut i pojechaliśmy na poligon… schodząc z pola rażenia. Poza tym pogoda piękna, cieplutko i z dala od tego nieszczęścia w Komendzie… Jakbym został, to chyba bym się od samego widoku nadgorliwców porzygał…. Może im przez weekend przejdzie, albo chociaż nieco zwolnią….
11 maja.
Dzisiaj ciąg dalszy walki o „poprawę społecznego poczucia bezpieczeństwa”. Po pierwsze furia łapaczy znacznie zmalała, ilość i tzw. zaangażowanie też. Zaczęli łowy ledwie o 7,50 w mizernych ilościach, dzięki czemu i korek się zmniejszył. Poza tym chyba jedna trzecia gliniarzy wzięła sobie wolne, zaległe urlopy, a kupę pomaszerowało do lekarzy po L-4. Kryminalni, CBŚ, PG głośno oświadczyli, że z roboty nie wychodzą na miasto, bo „stracili anonimowość”. Siedzą i bawią się papierkami.
Poszedłem do Kadr, bo siedmiu moich chłopaków po ubiegłomiesięcznej aferze z wypłatami 15-go odchodzi na emerytury, więc mam tam sporo do załatwienia. Akurat trafiłem na nielichą awanturę. Po piątkowych łowach – kazano (dla przykładu) ukarać kilku „aspołecznych”, więc powszczynano ludziom postępowania dyscyplinarne. Jeden, z Kryminalnego okazał się kawał cwaniaka i gdy tylko dostał postanowienie – wynajął wybitnego adwokata – byłego Ministra Sprawiedliwości. Jakżem tam był to akurat ministerialna papuga nawiedziła Kadry. Trzeba było widzieć porutę w dyscyplinarce, gorzej, niżbym im przyprowadził Alika. Mało się nie posrali ze strachu. Adwokat zaczął od razu ostro – kazał sobie pokazać postanowienie prokuratury na przeszukanie samochodu, albo zatwierdzenie przeszukania przez proroka (delikwenta złapano w aucie, a jako dowód rzeczowy zakwestionowano mu spodnie cywilne). Wybitne „siły fachowe” z dyscyplinarki nawet nie wiedziały o co chodzi, jedna (to sam babiniec) poryczała się do samych majtek. Adwokat zaczął wspominać o możliwości skierowania sprawy do Strasburga, poza tym jechał paragrafami z Deklaracji o Policji Rady Europy, Konwencją Praw Człowieka itd. A, Konstytucja też była w obrocie. Naczelnik Kadr latał (a) jak kot z pęcherzem między Komendantem a dyscyplinarką, z przerwą na konsultacje u Radcy Prawnego, ten go zresztą wywalił, bo też się znalazł na liście proskrypcyjnej.
Jakoś tak mi nie wypadało się tej awanturze przyglądać, więc polazłem sobie, ale uruchomiłem „Mruczka”, to będziemy mieli relację z pierwszej ręki…
Ciekawe, kiedy ten złoty pomysł padnie, chyba wcześniej, niż po dwóch tygodniach; „Mruczek” poszedł, więc nawet nie wiem jakie są na dzisiaj notowania….
12 maja.
No, chyba się coś zaczyna zmieniać. Przede wszystkim pogłowie łapaczy znacznie się zmniejszyło, można powiedzieć – radykalnie. Po pierwsze znikli wszyscy z Kadr, na placu boju pozostało ledwie dwóch. Na głównej bramie jeden z BSW, a na bocznej do wewnętrznego parkingu tylko jakiś straszny dziadunio z Inspektoratu. Ten z BSW to dopiero ma przechlapane. Wczoraj wieczorem i przez całą noc lało, nawet padał grad, na wjeździe koło szlabanu zrobiła się spora i dość głęboka kałuża; pewnie że można ominąć, ale, k…., po co, jak w polu rażenia znajduje się taki okaz. Już po pierwszym kwadransie wyglądał jak zmokła, wystraszona kura, a każdy kolejny samochód prywatny, czy radiowóz – dawał czadu. W innej sytuacji może bym gościa żałował, zwyczajnie, jak człowieka, ale… Za to ten z Inspektoratu najbardziej był zainteresowany liczeniem chmur, albo wertowaniem jakiejś libry papieru, jaką miał przy sobie, pewnie nawet choćby stado nagich hurys przejeżdżało obok – to by programowo nie zauważył. Wygląda na to, że genialny pomysł umiera znacznie szybciej, niźli bukmacherskie zakłady „Mruczka” przewidywały.
Tym bardziej, że „Mruczek” złożył raport ze swojej wyprawy zwiadowczej do Kadr. Okazało się, że już po moim wyjściu, gdzie byłem świadkiem awantury z ministerialną papugą – zjawiło się pięciu dalszych adwokatów i to śmietanka palestry, wszyscy wynajęci przez obwinionych o przeciwstawianie się walce o „społeczne poczucie bezpieczeństwa”. Od razu przypuścili atak na nieszczęsnego Naczelnika, który kręcił (a) się jak piskorz…. Podobno trzeba to było widzieć. Awantura jak na arabskim bazarze, wszyscy przekrzykujący się jeden przez drugiego, machający kodeksami, orzecznictwem, Konstytucją, głośno wzywający na pomstę Strasburg…. Nie dziwota, że Kadry już się w całości wyłączyły z imprezy. W ogóle spokój i cisza, wszystkie tzw „czynniki” dyscyplinarne zajęte po same uszy, można spokojnie wynieść czajnik na salę odpraw, kawa bulka, z netu jedzie ostry, stary rock, a Alik śpi na plecach z łapami w górze koło drzwi szyfrowych, nawet, k…., pochrapuje….
13 maja.
Popatrzcie, popatrzcie akcja łapaczy zakończona, dzisiaj już nie stało ani jednego. Wszystko padło na mordę nawet w niespełna tydzień….
Za to pojawił się, k…. nowy pomysł na „poprawę społecznego poczucia bezpieczeństwa”. Zostałem wezwany do Zastępcy ds. Operacyjnych, wspólnie z szefem Kryminalnego. Oto postanowiono przeprowadzić ostrzejsze działania przeciwko chuligaństwu w tramwajach i autobusach, zwłaszcza wieczorem i w nocy. Gliniarze po kilku, po cywilnemu mają jeździć środkami lokomocji i rozprawiać się z pijanym chuligaństwem, zwłaszcza na kilku mocniej zagrożonych liniach. Cóż, ogólnie ma to sens. Ustaliłem tylko z szefem jedno – moi ludzie, jak już wkroczą – mogą działać ostro, bo tylko takie działanie może być skuteczne i celowe; podobne zastrzeżenia zgłosił szef Kryminalnego. Chodzi o to, by później nie było lamentów jak prasa rozgłosi o „naruszeniu praw”. Szef zapewnił, że jeśli tylko działania będą lege artis – to Komenda da odpór.
Ustaliliśmy z Kryminalnym trasy, liczebność i skład patroli, auta wsparcia. Ludzie idą bez broni, ale z batonami, gazem i kajdankami. Wzdłuż tras patrolowanych będą jeździły nasze auta z łącznością radiową z patrolami, na wsparcie prewencji trudno liczyć, bo dyżurny ma radiowozów tyle, co ma, więc g…., ale się też postarają. Specjalna rola przypadła naszej „Bombce” i dwóm dziewczynom z Kryminalnego – mają się wystawiać na zaczepki. „Bombce” dałem w związku z tym „Malutkiego” i „Kruszynkę, innym dziewczynom też przydzieliliśmy dobrą obstawę z naszych i paru znanych zakapiorów z Kryminalnego.
Zrobiliśmy wspólną szczegółową odprawę i rozpuściłem ludzi do domu, by odpoczęli. Wieczorem zaczynamy.
Wygląda na to, że ktoś poszedł po rozum do głowy, jak to w naszej firmie ciężko…
[cdn…] podinsp. w stanie spoczynku Adam M. Rapicki