Rozmowa ze Zbigniewem Hadasiem, aktywistą, emerytowanym oficerem Straży Granicznej, nowowybranym członkiem Zarządu Związku Emerytów i Rencistów Straży Granicznej oraz Bractwa Mundurowego RP.
To wszystko? Czy należałoby coś jeszcze dodać?
Jestem również Prezesem Regionu Kołobrzeg ZEiRSG i oczywiście członkiem grupy rekonstrukcyjnej „Granica”.
Działasz w wielu organizacjach, to zapewne bardzo absorbuje, skąd tyle energii i dlaczego aż tyle obowiązków bierzesz sobie na głowę?
Z.H. Zależy mi na tym, by organizacje zbliżyć do siebie, żeby zacieśnić współpracę, nie chcę natomiast żeby się wchłonęły. Każda ma swoją historię, grupę znajomych, wspólne przeżycia. Dobrze i skutecznie jest działać wspólnie, ale przy zachowaniu i szanowaniu własnego charakteru każdej z nich.
Czy chciałbyś coś zmienić? Poprawić, czy te struktury są jednak dobre i powinny dalej iść ta sama drogą.
Na tym etapie – w relacjach naszych organizacji nic bym nie zmieniał. Struktura jest dobra i w obu organizacjach bardzo podobna. Nie ma szczebli pośrednich – jakie są w organizacjach czy związkach policyjnych i wojskowych.
Problemem jest sytuacja represjonowanych funkcjonariuszy WOP czy Straży Granicznej. Jesteśmy rozproszeni po całej Polsce, zgłasza w rejonach przygranicznych. W miejscach gdzie służyli, zwykle już zostali nawet po przejściu na emeryturę.
Walczymy o jedną najważniejszą rzecz, czyli przywrócenie godności, jeśli są jakieś animozje, nie dotyczą one działalności organizacji, a są wynikiem niedoinformowania lub poczucia osamotnienia. Ten problem dotyczy zwłaszcza tych odległych placówek, gdzie cała kadra to cztery, pięć osób.
To teraźniejszość, może jakieś ciekawostki z przeszłości? Z czasów czynnej służby?
Życie pogranicznika przypomina scenariusz filmu „Wataha”. Dokucza samotność, często obce i wrogie środowisko, żmudna praca, ciągłe powtarzanie dokładnie tych samych czynności. To generuje ogromny stres, na granicy żyliśmy w ciągłym poczuciu zagrożenia życia. Z drugiej strony pokusa przyjęcia „prezentu” czy zawłaszczenia mienia – trzeba być naprawdę bardzo odpornym i fizycznie i psychicznie. Bywają miłe sytuacje, ale to jest ciężkie, szare i żmudne życie, wśród tragedii i jak wspomniałem wiecznego poczucia zagrożenia.
Jeśli nie w samych organizacjach, czy jest coś co cię irytuje, a dotyczy byłych pracowników służb mundurowych, żołnierzy pogranicza itp.
Politycy. Irytują mnie powielane przez nich głupoty, oczywiście nie dotyczy to wszystkich, niektórzy są z nami od początku i poznali specyfikę naszej służby, niestety, jest ich niewielu, a aktywny jeden. Niemal wszyscy – nie zdając sobie sprawy i nie mając pojęcia o charakterze pracy – opowiadają straszne bzdury. Granicę znają jedynie z przejść: lądowych, morskich i lotniczych, które mijają jeżdżąc na swoje, bardziej lub mniej służbowe, wycieczki. Żeby być pogranicznikiem trzeba mieć wyobraźnię, trochę ułańskiej fantazji, końskie zdrowie i masę samozaparcia.
Faktycznie, zamiast odpoczywać, działasz w zarządach dwóch organizacji. Trudno nagle wyhamować. Pozostaje nam więc pogratulować, życzyć sukcesów, realizacji planów i spełnienia marzeń. Tych prywatnych i związanych z naszymi organizacjami. Z pewnością się uda.