„Zbrodnia przeciwko ludzkości zmierzająca do systemowego zlikwidowania określonej grupy społecznej: z powodu pochodzenia, narodowości, religii, przekonań, statusu społecznego czy stanu zdrowia – poprzez zabijanie, kaleczenie, tworzenie warunków życia obliczonych na fizyczne wyniszczenie”.
Tyle wyczytamy w każdej encyklopedii. Może warto się zastanowić, pochylić nad tą definicją i ogłosić światu, że w XXI wieku, w środku Europy – od kilku lat dochodzi do usankcjonowanego prawnie, systemowego, powolnego, ale konsekwentnie realizowanego przez państwowe służby ludobójstwa.
Nikt z nas nie jest w stanie określić faktycznej liczby ofiar ustawy „śmierci”, a w zasadzie dwóch ustaw. Siedem lat wcześniej, podczas gdy władzę sprawowała obecna opozycja uchwalono pierwszą ustawę – zwaną „gilotyną”. Obniżono wtedy wskaźnik waloryzacji i określono maksymalną rentę i emeryturę dla byłych funkcjonariuszy. Wyszło na to, że skazany za największe zbrodnie – morderstwa, gwałty, ale również seryjni zabójcy po pełnej odsiadce „do dzwonka” czyli maksymalnym wyroku jaki sąd mógł wówczas wydać, czyli dwadzieścia pięć lat, po wyjściu na wolność otrzymał świadczenia w takiej samej wysokości jak pracownik Służby Więziennej.
Możemy nie lubić tej formacji, sam nazywałem ich „gadami”. Ale nie lubię też „kanarów”, zwłaszcza gdy jeżdżę na „gapę” – chociaż żeby być przynajmniej w części uczciwym, to nie zajmuję wtedy miejsca siedzącego. Nawet jeśli pojazd jest pusty jadę na stojąco. Kiedy jednak zdarzy się, że jadąc legalnie z biletem w garści trafiam na tłok i nie ma miejsc siedzących, to odbieram sobie należność podczas kolejnej przejażdżki „na gapę” siadając już ze spokojnym sumieniem. Nie lubię też celników, zwłaszcza gdy mam w walizce kilka kartonów papierosów więcej niż można, pracowników Urzędu Skarbowego, zgrywających komandosów ochroniarzy, komorników, ale przede wszystkim nie znoszę polityków. Niezależnie od opcji.
Czy to znaczy, że należy odebrać im emerytury? A czas spędzony w ławach sejmowych uznać za okres „bezskładkowy”?
„Życie ludzkie jest kręte jak ścieżki w Bieszczadach” – tym cytatem zaczyna się książka Jana Gerharda pod tytułem „Łuny w Bieszczadach”. Można skwitować to słowami – banał, truizm. I pewnie jakiś czas temu dokładnie tak bym powiedział. Ale ponieważ życie faktycznie jest jak te wspomniane bieszczadzkie ścieżki, pewnego dnia sam zostałem ochroniarzem, stanąłem na bramce, potem poznałem fantastycznego kumpla, Jacka który został „kanarem”, bo innej pracy nie znalazł, a miał na utrzymaniu rodzinę.
Wśród polityków też mam kilku kolegów, bliższych lub dalszych znajomych. Niektórzy są nawet uczciwi. Nie zawsze robimy to co chcemy i w czym się spełniamy. Najczęściej robimy to, co możemy żeby zaspokoić potrzeby swoje, najbliższych lub społeczności w jakiej żyjemy.
Chłopak, który jako dzieciak, był świadkiem zbrodni dokonanej na mieszkańcach swojej wioski przez zbrojne bandy zwykłych kryminalistów, postanowił wstąpić do Milicji Obywatelskiej i ryzykując własnym życiem bronić swoich sąsiadów, czy nie należy mu się godna emerytura?
Zabijano wtedy z najbardziej błahych powodów – chłopów, którzy dostali ziemię z reformy rolnej, nauczycieli, urzędników, ale najbardziej zagrożeni byli właśnie oni – milicjanci. Historia naszego kraju nie jest czarnobiała. Człowiekowi, który w 1946 roku miał osiemnaście lat odebrano świadczenia, a objęty amnestią przestępca wciąż dostaje wypracowaną emeryturę.
Ustawa określiła maksymalną wysokość świadczeń jakie mogą otrzymywać ludzie, których postanowiono wyeliminować ze społeczeństwa. Wiele razy pisałem o ofiarach, ponad sześćdziesięciu udokumentowanych zgonach w momencie otrzymania przesyłki, koperty w ogromna pieczątką IPN.
To jednak nie są wszyscy, wielu zmarło w ciszy i samotności, a lekarz który przyjechał wpisał jako przyczynę „zawał”. O wielu – mimo że wiemy – to nie ujmujemy ich w naszych rubrykach śmierci ze względu na prośbę rodziny. To był pierwszy etap eksterminacji. Potem przyszła fala samobójstw, również rodzinnych – jak choćby przypadek byłej policjantki do której wszyscy mówimy Ziutka. Po trzydziestu latach służby – najpierw w milicji, potem policji postanowiła przejść na emeryturę. Dokładnie w momencie gdy ustawa weszła w życie. Dostała siedemset pięćdziesiąt złotych. Mąż również był policjantem. Dzieci nie mieli, jedynie psa. Małą suczkę Monę. On wziął tabletki, ona wstrzyknęła sobie śmiertelną dawkę insuliny, odpowiednie środki podali też swojej Monie.
Kilku kolejnych godzin możemy się jedynie domyślać. Mąż Ziuty się ocknął, tabletki nie zadziałały. Zobaczył nieprzytomną żonę, Mona też nie dawała znaków życia – sądząc że obie nie żyją podciął sobie żyły. Po jakimś czasie Ziutka poczuła język Mony na swojej nodze, ocknęła się i zobaczyła męża w kałuży krwi. Zabrakło już determinacji na kolejną próbę. Załamana, pogodzona z losem, częściowo sparaliżowana popadła w depresję. Znalazła się w szpitalu. W tym czasie nakaz eksmisji i mieszkanie socjalne na osiedlu, którego mieszkańcy to zwolnieni z zakładów karnych a wcześniej aresztowani przez nią przestępcy. Łazienka wspólna na korytarzu.
Jesteśmy w trakcie akcji Serce 2021. Zbieramy pieniądze dla tych, którzy wypadli już poza nawias społeczeństwa, popadli w nędze, długi, choroby niekiedy ostracyzm. Ludzi, którzy nawet recept nie wykupują bo ich nie stać. Podczas aukcji w Kołobrzegu zebraliśmy trzy i pół tysiąca, na internetowej „Zrzutce” jest już czterysta złotych.
Polska granica ubóstwa wynosi lekko ponad siedemset złotych, czyli mniej więcej tyle ile dostała na zakończenie służby Ziutka. Jest również ustalona najniższa emerytura. Nie dotyczy to jednak byłych pracowników służb mundurowych, pielęgniarek ze szpitali i ośrodków zdrowia MSW, konserwatorów, sprzątaczki – nawet te z gminnych posterunków. Kilkadziesiąt tysięcy osób żyjących poza nawiasem minimum socjalnego, ludzi którzy popadli w nędzę ponieważ stworzono im warunki życia obliczone na fizyczne wyniszczenie – książkowa definicja eksterminacji. Ostateczne rozwiązanie…
Spojrzałem też na inne „Zrzutki” i włosy zjeżyły mi się na głowie. „Zbieram na laptopa, bo jestem antypisowską działaczką i potrzebuję do robienia memów” – zebrana kwota naprawdę powala. „Na baterię do komputera, ponieważ spuchła”, o nowych telefonach, tabletach już nie wspomnę. Znalazłem nawet „Zrzutkę” na egzotyczne wczasy – wszystkie miały nieporównywalnie lepszy wynik od naszej.
Nasuwa się bardzo smutny wniosek, pomagamy spełniać zachcianki tym, którzy pomocy nie potrzebują, bo na ludzi którzy przymierają głodem patrzeć nie chcemy. Trwamy w ułudzie i przekłamanej historii, którą od trzydziestu lat wbijają do głów kolejne ekipy rządzące. Wpadła mi kiedyś w ręce książka, wspomnienia członka jednej z sotni UPA. Po Akcji Wisła osiedlił się na Ziemiach Odzyskanych, podjął pracę i już na emeryturze spokojnie pisze wspomnienia. Bez skrupułów i obaw, że ktoś odbierze mu comiesięczny przelew z ZUS.
Wyżej, nad tym felietonem obiecana relacja z kołobrzeskiej konferencji, podzielona na odcinki. W pierwszym zabrzmi Apel Pamięci. Podczas wypowiedzi, pierwsza na mównicę wejdzie Ziuta, właśnie ta wspomniana wyżej policjantka, posłuchajcie jej i zróbcie coś, by uchronić ludzi przed eksterminacją. Liczy się każdy grosz. Adres „Zrzutki” jest na samej górze portalu. Trudno przeoczyć – chyba że też czekacie na „ostateczne rozwiązanie”.
Piotr Jastrzębski