Jak co miesiąc, skonsumowałem numer 153 Olsztyńskiego Biuletynu Informacyjnego. Nie ukrywam, że lubiłem lekturę tego biuletynu. Po pierwsze dlatego, że mogłem z pozycji czytelnika, spojrzeć na problemy środowiska i moje własne, z innej perspektywy. Po drugie, co nie mniej istotne, pośmiać się z natężenia emocji i misyjności przekazu, którym targani są co niektórzy autorzy publikowanych tam tekstów.
Mam też nadzieję w kontekście jednego z artykułów, do którego odniosła się w odrębnej publikacji Naczelna Redakcji, że jest kolegium, które czuwa nad stanem zdrowia pilotów tego „statku powietrznego”. Piszę tutaj o artykułpodobnym tworze: „Pamięci Ziutki Rutkowskiej”. Wolność wypowiedzi to jedno, a rzetelność dziennikarska, weryfikacja informacji, które godzą w dobra osób lub organizacji, to drugie. „I coś takiego”, pisze później o dzieleniu środowiska. Mam odruch wymiotny, więc nie będę kontynuował.
[…] Co żeście „towarzysze” uczynili paktując z jednym maleńkim stowarzyszeniem „naszych” w temacie „stania po stronie represjonowanych” nie czekając na resztę środowiska?
– Co osiągnęliście? … Tylko my z Triumwiratu Plus dostrzegamy fakt, że nasze Koleżanki i Koledzy „rzucili się na kość” w postaci przyrzeczenia startu z list wyborczych tej formacji […].
Ad vocem więc, nie do was oczywiście „spostrzegawczych inaczej”, ale do czytających ten artykuł. Bractwo Mundurowe RP działa w imieniu swoich członków, oraz tych wszystkich, którzy podzielają naszą wizję aktywności, która w przyszłości ( wspólnie z działaniami innych środowisk mundurowych), ma doprowadzić nie tylko do zniwelowania skutków ustaw represyjnych, ale poniesienia konsekwencji przez inicjatorów i twórców tego barbarzyństwa. Zastosowanie cudzysłowu, czyli znaku ironii, przy słowie nasz, nie ma sensu. Dlaczego? Dlatego, że to Wy nie jesteście nasi. Nie działamy w imieniu tzw. triumwiratu i osób akceptujących taki sposób patrzenia na rzeczywistość, ponieważ wtedy nie działalibyśmy wcale. Aby nie było wątpliwości Bawiąc się słowem i zionąc delikatnie mówiąc niechęcią do wszystkiego, co nie „ nasze”, nie uczestniczylibyśmy aktywnie w procesach przemiany politycznej, w nastąpienie której wierzymy. Wystarczy przeanalizować kilkuletnie teksty i aktywności, aby sfalsyfikować tezę, że Bractwo Mundurowe, ma aspiracje reprezentowania tzw. środowiska. To ostatnie jest ułudą i fikcją. Akceptujemy współpracę, wszędzie tam, gdzie jest to możliwe i konieczne, aby zrealizować założone cele. Każdy z nas ma prawo do własnej wrażliwości i własnych wyborów.
W swojej przenikliwości, zauważyliście najbardziej skrywane sekrety, które ogniskują się w słowach: wybór i pozycja na listach. Jestem pod ogromnym wrażeniem.
Niewielka organizacja? Ależ oczywiście, że tak. Wpływowa, jeżeli chodzi o kształtowanie poglądów i ocen? Ależ oczywiście, że tak. Z całą pewnością zaś, samodzielnie decydująca o środkach i celach. Co zyskała lewica rozmawiając z Bractwem? Współdziałanie i pomoc środowiska osób, o podobnej wrażliwości politycznej. To żadna tajemnica, że wielu z nas uczestniczy czynnie w tej formacji od lat. Czy całe Bractwo jest zorientowane „na lewo”? Oczywiście, że nie. Nie tego oczekujemy od swoich członków i sympatyków. Oczekujemy od nich konkretnego działania. Realizacji celów, a nie nieefektywnego dyskursu. Obiektywny czytelnik, analizując, moje wypowiedzi na łamach witryn i stron Bractwa, zauważy, że wielokrotnie polemizowałem i nie zgadzałem się z niektórymi działaniami wcześniej SLD a Później Nowej Lewicy. Ale dyskurs to zupełnie coś innego niż działania wrogie, zmierzające do zniszczenia dobrego wizerunku a w konsekwencji samej organizacji. Swoją drogą, jak mogło umknąć, tak doświadczonym obserwatorom, że Nowa Lewica „rozmawia” z wieloma organizacjami mundurowymi. Domyślam się, że ukazanie szerszego kontekstu, nie eksponowałoby faktycznego zamysłu autorów.
Opowiedzenie się za unieważnieniem obu ustaw represyjnych? Niechęć do wszystkiego co w Waszej ocenie jest „niepoprawne z waszej perspektywy”, spowodowała, że istniejecie w alternatywnej rzeczywistości. Ile razy trzeba publikować i mówić w publicznych wystąpieniach, że obie quasi ustawy były bezprawiem legislacyjnym, oraz że ich skutki muszą zostać zniwelowane. Ile razy, należy to powtórzyć, abyście „tzw. triumwiracie”, nie wykorzystywali tego argumentu, do eksponowanie czyjejś niestosowności w zabieraniu głosu w debacie publicznej.
To my, a właściwie część z nas, po uzyskaniu zgody od pozostałych, zwróciliśmy się do posłów Nowej Lewicy z propozycją współpracy, a raczej wykorzystania naszego potencjału w zbliżającej się kampanii wyborczej. Jeżeli zdecydowałem się na aktywność, to z kim miałbym pójść jak nie z tą formacją, która od początku nieszczęść mundurowych, była z nami. Dla mnie wartością istotną jest organizacja i jej idea przewodnia. W wielu przypadkach, aby zrealizować cel, akceptuję podporządkowanie się organizacji. To ostatnie, ma oczywiście swoje granice. Dla tych, którzy nie potrafią działać w grupie, nie ma miejsca w Bractwie, ani też rzeczywistości, o której piszę. Na pewno chodziło Wam o pozytywny przekaz? O sprawę „środowiska”? Czyżby?
Jak to pięknie wszystko się układa. Mała organizacja, paskudni ludzie na czele z Mario, zaślepieni wizją „publicznego zaistnienia”, a może co gorsza zrobienia karier / patrz pieniędzy/, na tragedii i nieszczęściu represjonowanych mundurowych i ich rodzin.” Świat według triumwiratu”. Jakież to „polskie”. Jakież to bliskie temu, z czym jakoby walczycie. Mietku, kilka tygodni temu rozmawialiśmy telefonicznie, była to niezwykle miła i pozytywna rozmowa. Nie potrafisz zapytać o intencje? Nie potrafisz zadzwonić i zweryfikować swoich wątpliwości? To jest dla Ciebie problemem? Gdybyś zadzwonił i powiedział, że przygotowujesz artykuł, poinformowałbym Cię, że od kilku miesięcy pracujemy nad stworzenie faktycznego zespołu prawnego. Opowiedziałbym Ci, dlaczego chcemy go związać z politykami. Jaki jest nasz punkt widzenia. Ale czy te odpowiedzi, aby na pewno Cię / Was/ interesują? Wątpię. Liczy się dowiedzenie pewnej tezy. Czy ten mechanizm…czy ten sposób uprawiania aktywności w przestrzeni publicznej, niczego Ci (Wam) nie przypomina?
Drodzy czytelnicy. Chcemy, na ile to możliwe, wspomóc środowisko Nowej Lewicy. Partii, w której frakcją jest SLD, formacji, która poprzez swoje działania udowodniła, że jest sprzymierzeńcem naszej walki. Czy poszczególni członkowie Bractwa, mają „ parcie na szkło” i żyją w iluzorycznym przekonaniu, że zasilą ławy sejmowe? Chodzimy twardo po ziemi i wierzcie mi proszę, rzeczywistość oceniamy racjonalnie. Szanse na taki scenariusz, są bliskie zeru. Ale startując z list Nowej Lewicy, będziemy mogli wzmocnić głos naszego środowiska w okresie kampanii wyborczej, ale też po jej zakończeniu. Przecież bezprawne działania aktualnie rządzących,to nie tylko ustawa represyjna. To zniszczenie praworządności. Gdyby nie dokonano zamachu stanu na trójpodział władzy, gdyby nie nastąpiła całkowita defragmentacja Trybunału Konstytucyjnego, to dramat całego pokolenia mundurowych, nigdy by nie zaistniał. To wszystko, nigdy by się nie wydarzyło. A jeżeli tak, to na aktualną rzeczywistość musimy patrzeć szerzej niż tylko przez pryzmat ustaw represyjnych. Napiszę także o swoim stanowisku. Dla mnie te nadchodzące miesiące, to czas aktywnej pomocy lewicy związanej z frakcją SLD. Ponieważ, na spotkaniach wyborczych moich przyjaciół z Bractwa i kandydatów tej partii, będę mówił o tym co się stało i o tym co stać się musi, aby Polska stała się na nowo demokratycznym państwem prawnym. W tym miejscu też chciałbym uspokoić „niepokalanych”, nie zamierzam uczestniczyć w tym projekcie. Pragnę go jednak z całych sił wspomóc.
Przez pięć ostatnich lat, działając na początku samotnie, a później w grupie osób, nie bałem się pokazać swojej twarzy w środowiskach co najmniej nam niesprzyjających a czasem wrogich. Nie jestem „niepokalany”, tak jak część tych, którzy od pięciu lat wypisują dyrdymały, nie czyniąc nic, co przybliży nas do tego o czym wszyscy marzymy. Powrotu praworządności i ukarania nierządu aktualnych władców. Jest wiele osób i środowisk z którymi się nie zgadzam. Ale to niezgoda ideowa i światopoglądowa. Cieszę się jednak z tego, że do tego samego miejsca, będziemy dochodzili różnymi drogami. Te różnice, nie powodują, że stajemy się wrogami. Dają szansę na wzmocnienie „naszej sprawy” i współpracę w przyszłości.
Tak jak napisałem na początku mojej refleksji, niestraszna mi polemika i wymiana argumentów. Krytyka? Jak najbardziej. To jedyne narzędzie, które pozwala nam na autorefleksję i wprowadzanie korekty do swoich działań.
Mój niesmak i obrzydzenie, budzi jednak działanie perfidne, zmierzające do zniszczenia czyjegoś wizerunku, zasiania zamętu i przypisywania adwersarzowi, własnych cech i intencji.
To właściwość podła i marna w każdej rzeczywistości, w każdym czasie i środowisku. Ale w grupie społecznej, tak poranionej i zmarginalizowanej, to coś więcej…a może o wiele więcej.
Zarzucanie dzielenia środowiska, w sytuacji gdzie cały logiczny ciąg zdarzeń i okoliczności, wskazuje, że dana osoba ( czy osoby) nie tylko dzielą, ale starają się zniszczyć drugiego, jest obrzydliwe, Powiecie, no ale chęci dobre? Dobrymi chęciami, podobno wybrukowane jest piekło… podobno.
No więc przyjaciele, róbmy swoje. Wy i my… po owocach ich poznacie. Jeżeli chodzi o moją skromną osobę, numer 153 OBI, był ostatnim, który przeczytałem. Co nie zmienia faktu, że wydawcom i autorom tekstów w tym biuletynie, życzę jak najlepiej. Z jednym wyjątkiem. Współautorów tzw. epitafium, które ze wspomnieniem i rzetelnością dziennikarską mają niewiele wspólnego. Ale ten temat, nie jest zakończony. Kiedyś napisałem, że na ile sił wystarczy będę bezwzględnie walczył z wrogami, bez względu skąd przyjdą. I to jest ciągle aktualne.
Prezes Zarządu Bractwa Mundurowego RP- Mario.