Lincz na państwowości

By | 21 września 2021

Po tym, jak wzięliśmy udział w konferencji służb mundurowych w Kołobrzegu zorganizowanej przez walczące z tzw. dezubekizacją Bractwo Mundurowe RP, pojawiły się głosy krytyki, niestety często bezmyślnej. Jak to możliwe, że wspieracie byłych ludzi Służby Bezpieczeństwa? – pytali niektórzy. Warto wyjaśnić, że chodzi tu raczej o wsparcie pewnych zasad, bez których przestrzegania przestajemy istnieć jako wspólnota i jako państwo. Ustawa z 16 grudnia 2016 roku pozbawia byłych pracowników resortu spraw wewnętrznych z okresu Polski Ludowej nabytych przez nich praw, obejmując przy tym ludzi, którzy po przejściu pozytywnej, transformacyjnej weryfikacji kontynuowali swoją służbę w organach III RP.

Zakłada zatem stosowanie odpowiedzialności zbiorowej, uznając, że jakaś grupa zawodowa służyła „totalitarnemu państwu”. Mniejsza przy tym o to, że państwo to – jak wielokrotnie dowodził m.in. prof. Andrzej Walicki, Świadek kolejnych odsłon tamtej epoki – nie było od roku 1956 żadnym państwem totalitarnym (to już kwestia typowego niezrozumienia podstawowych pojęć przez postsolidarnościowych ustawodawców). Liczy się to, że ustawa wprowadza w życie praktykę linczowania określonych zbiorowości, uzasadnianą chorym mitem założycielskim panującej obecnie autorytarnej władzy, zakładającym prawdziwość teorii spiskowych o tym, że wszelkie patologie i niejawne powiązania lat 1990. sięgają swymi korzeniami służb specjalnych PRL. Zaczęło się od linczu medialnego, skończyło na ustawowym. Ten pierwszy miał na celu odizolowanie represjonowanej grupy od reszty społeczeństwa, jej całkowitą dehumanizację.

To praktyka klasyczna, bardzo często stosowana w reżimach totalitarnych (Żydzi, kułacy). Propagandowe przygotowanie artyleryjskie pozwoliło na pozbawienie byłych funkcjonariuszy jakiejkolwiek ochrony, prewencyjnie powstrzymało wszelkie polemiki z autorami i wykonawcami linczu. Oczywiście, w działaniach tych korzystano z chwytów manipulacyjnych i zabiegów polegających na fałszowaniu rzeczywistości, choćby na wskazywaniu rzekomo niesprawiedliwie wysokich uposażeń emerytalnych byłych funkcjonariuszy, choć w rzeczywistości ich średnia wysokość wynosiła około 2600 złotych. Powodzenie operacji dehumanizacyjnej pokazuje, że polskie społeczeństwo niezwykle łatwo za pomocą prostych instrumentów poszczuć na określoną, dowolnie wskazaną przez władzę grupę. A to niebezpieczne jest z punktu widzenia dalszego trwania wspólnoty narodowej i obywatelskiej. Ustawa dezubekizacyjna, słusznie zwana represyjną, uderza ponadto w fundament polskiej państwowości – w zasadę ciągłości państwa polskiego, niezależnie od jego ustroju.

 Osobiście uważam zresztą, że Polska Ludowa po roku 1956 była tworem zdecydowanie bardziej polskim i suwerennym niż obecne wydanie RP. Jednak nawet, gdyby tak nie było, mamy do czynienia z ciągłością nie tylko historyczną, ale i prawną. Ludzie objęci ustawą służyli zatem państwu polskiemu i dziś są za to karani, co samo w sobie zagraża fundamentom istnienia organizacji państwowej. Oczywiście, nagonka na nich to tylko część znacznie szerszego procesu wykreślania okresu 1944-1989 z dziejów naszego kraju, absurdalnego założenia, że Polska w tym czasie nie istniała, a władzę sprawował reżim okupacyjny. Proces ten wiąże się nie tylko z wyparciem całego dorobku, depolonizacją osiągnięć ówczesnej polityki, nauki, gospodarki i kultury, ale również z zagrożeniem dla praw nabytych i usankcjonowanych w tamtym okresie, m.in. do Ziem Odzyskanych.

Działania te są, oczywiście, instrumentem służącym realizacji bieżących celów geopolitycznych rządzącej klasy politycznej. Następuje wykorzystanie ciągu skojarzeniowego: SB – PRL – ZSRR – Federacja Rosyjska.

 Atak na byłych funkcjonariuszy, często zresztą niemających nic wspólnego z Rosją, a nawet po 1989 roku chroniących III RP również przed działaniami Moskwy, jest zatem kolejnym umocnieniem fobii antyrosyjskiej będącej kamieniem węgielnym postsolidarnościowej RP. Właśnie, postsolidarnościowej. W działaniach delegitymizujących państwowość polską brało udział nie tylko PiS, ale również – przypomnijmy ustawę z 2009 roku – PO. Nie bez winy jest jednak również formacja postkomunistyczna. Przecież to właśnie ona usankcjonowała rehabilitację szpiega i zdrajcy Ryszarda Kuklińskiego, ergo przyznała, że walczył on z państwem, które …nie było polskie. I na koniec: nie mam szczególnej sympatii do obecnej bezpieki wykonującej najczęściej całkowicie bezprawne polecenia autorytarnego reżimu neosanacyjnego. Uważam jednak, że w przyszłości żaden z funkcjonariuszy aktualnych służb nie powinien być w jakikolwiek sposób represjonowany. Chyba, że popełnił przestępstwa, naruszył obowiązujące w danym okresie prawo, ale to już kwestia indywidualnego osądzenia każdego z nich, a najlepiej tych, którym udowodnić można sprawstwo kierownicze stosowanych obecnie represji i gwałcenia praw obywatelskich.

Mateusz Piskorski

Źródło: Tygodnik Myśl Polska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.