Pamiętnik Antyterrorysty – część trzynasta

By | 12 listopada 2021

14 maja.

Wieczorem i w nocy były działania. Muszę przyznać, że efekt przeszedł największe oczekiwania. Ludzie powsiadali do autobusów i tramwajów, na początek tych jeżdżących na peryferyjne linie. W środku byli rozdzieleni, oczywiście się „nie znali”. Patrol „Bombka”, „Kruszynka i „Malutki” wsiedli do autobusu, gdzie wcześniej notowano napady na kobiety. „Bombka” skromnie siedziała w środku. Do wozu wsiadło czterech podpitych młodych ludzi. Obsiedli „Bombkę” w koło, jeden zaczął zagadywać, próbował złapać ją za ramie. Wtedy włączył się „Malutki”, wyglądający na spokojnego starszego pana w okularach. Powiedział gówniarzom, żeby się uspokoili i nie przeszkadzali. Poderwali się w trójkę i skoczyli do niego. Jeden złapał „Bombkę” za szyję – dostał takiego strzała w bebech, że stracił oddech, nawet nie zdołał jęknąć. „Malutki” spokojnie się podniósł i zapytał gówniarzy czy się nie uspokoją, jeden wyciągnął nóż – stracił nóż wraz z chrupniętą ręką, drugi wyleciał przez zamknięte drzwi, akurat autobus zatrzymał się na przystanku. Ostatni – wyskoczył koło „Kruszynki” z autobusu i ruszył biegiem po chodniku, „Kruszynka” za nim. Ścigany zwalniał, wtedy „Kruszynka” rozkładał ręce i wołał: „już, cię, k…, mam”. Gówniarz wydobywał z siebie trochę sił i przyspieszał, jak zwalniał „Kruszynka” powtarzał kwestię, gówniarz przyspieszał, zwalniał, przyspieszał, wreszcie padł na ziemię ciężko dysząc. „Kruszynka” złapał drania za rękę, zarzucił na plecy i lekkim truchtem wrócił na przystanek, gdzie już byliśmy Defenderem. Trzeba było zawołać karetkę – jedna złamana ręka, i ciężkie potłuczenia przy nieoczekiwanym wyjściu z autobusu.

W drugim patrolu mieszanym jakiś „amant” zaczepił dziewczynę z Kryminalnego, skromnie stojącą na podeście. Głupi – dostał takiego kopa w jaja, że i teraz się jąka.

W tramwaju na obrzeżu miasta – „Mruczek” został zaczepiony i pod argumentem noża skłaniano go do wydania komórki. „Mruczek” odpowiedział, żeby spier….li i zainkasował pchnięcie, nóż złamał się na kevlarze, a ręka sprawcy pękła na dźwigni. Drugi poddał się bez walki.

Podobnie było w innych patrolach. Efekt niezły, 27 zatrzymanych, z czego 6 wymagało interwencji chirurgicznej. Z tej paczki dwóch poszukiwanych listem gończym, a jeden międzynarodowym.

Stary był rano bardzo zadowolony, mówił, żeby się nie martwić „stratami”.

Dzisiaj powtórzymy zabawę…

15 maja.

Efekt działań z wczorajszego wieczoru i nocy był chyba jeszcze lepszy. Ludzie zatrzymali 31 łobuzów, w tym dwóch poszukiwanych listami gończymi. Większych awantur nie było. Największą zrobili „Bombka”, „Malutki” i „Kruszynka”. Też w autobusie jeżdżącym na „perypetie” miasta. Znowu „Bombkę” zaczepiło czterech „amantów”. Jednego „Bombka” zaprawiła łokciem w nos, gdy kumple rzucili się na odsiecz – wkroczyli nasi. „Kruszynka” bezszmerowo „uśpił” dwóch, a trzeci zaczął uciekać w kierunku kierowcy, gdzie nadział się na „Malutkiego”. Jak zobaczył, że jest wzięty w dwa ognie, próbował uciec i wczołgał się pod fotel, gdzie się zaklinował na amen. Gdy chłopaki próbowali go wyciągnąć zlał się ze strachu. Wywlec drania się nie dało, więc pojechali wszyscy (pozostali skuci) na pętlę końcową, gdzie przyjechał wóz techniczny. Trzeba było odkręcać fotel, żeby gnoja wyciągnąć. Tam też podjechaliśmy Defenderem i złapanych gówniarzy zabraliśmy do Komendy. Pasażerowie bili brawo.

Zastępca był zachwycony, zaraz też Rzecznik urządził spicz dla pismaków i telewizorów (odmówiłem udziału i zabroniłem ludziom).

Skądinąd pomysł z działaniami niezły, moi się trochę rozruszali, bo ostatnio był zastój w ostrych działaniach, Kryminalni też. 60 zatrzymanych w dwa wieczory do piękny wynik, chociaż i tak większość zaliczy najwyżej Sąd Grodzki, ale zawsze, Rzecznik też miał urobek. Nawet w permanentnym kryzysie i małymi kosztami można zorganizować niezłą akcję, ku uciesze elektoratu. Zresztą jakby Straż Miejska też tak pojeździła jak my, to na samych mandatach za użycie w miejscu publicznym słów wulgarnych – mogliby pokryć znaczną część deficytu miasta.

A teraz już inna, smutna rzeczywistość. Zebraliśmy się wszyscy na sali odpraw o 14-tej, na pożegnaniu naszych, którzy zdecydowali się na emeryturę. Przyszedł Zastępca ds. Prewencji i zaprzyjaźnieni Naczelnicy z Kryminalnego, CBŚ-u. Zastępca dał chłopakom skromne prezenty (albumy) i pożegnał ich rzeczywiście serdecznie. Posiedzieliśmy chwilusię przy kawce i ciasteczkach (czajnik wyciągnęliśmy oficjalnie, stary nie protestował), a później już całym kompletem wraz z zaprzyjaźnionymi ludźmi z różnych Wydziałów – przenieśliśmy się do zaprzyjaźnionego pubu, słynącego z cudownej golonki po bawarsku. Oczywiście do golonki podano zacniejsze napoje, niż kawa (choć bardzo kawę szanuję), aby golonce nie zdawało się, że ją psi zębami dreją. Dobrze, że dziś piątek, pożegnanie pewnie się przeciągnie, więc przez weekend będzie można odpocząć. Niespodzianie wpadł „Łysy”, który jest na zwolnieniu, on odchodzi w przyszłym miesiącu. Co było dalej raczej trudno opowiadać. Żal chłopaków, dobrzy byli, od groma roboty razem odwaliliśmy….

18 maja.

Dziś spoko, nic się nie dzieje, więc zrobiłem dzień odprawowo – szkoleniowy. Przyszedł Szef Kryminalnego i podziękował ludziom za dwudniowe działania w ubiegłym tygodniu. Sympatyczne. Zaraz też wyrwała się „Bombka” i pyta kiedy dalsze działania, bo ona jest chętna. O k…, myślę sobie, mamy kłopot. Trzeba się zabrać za dziewczynę zanim sobie kłopotów narobi.

Po odprawie poprosiłem „Bombkę” i „Kruszynkę”, żeby im razem z „Malutkim” zrobić wygawor. Słuchajcie dzieciaki – kilka zasad życiowych. Po pierwsze nigdy i nigdzie nie wolno się zgłaszać na ochotnika. Macie robić to i tylko to co wam rozkażą. Po drugie obydwoje jesteście zakapiory i strasznie wam się chce wykazać odwagą. „Bombka” już wykazałaś się odwagą, że jako dziewczyna zgłosiłaś się do AT. Ale musicie pamiętać, nie wolno szukać bohaterstwa. Przez bohaterów giną dobrzy ludzie. Każdy kto się chce wykazać odwagą, a nie rozumem, walić głową w mur – prędzej czy później znajdzie się w kłopotach, a co gorsza wpędzi w kłopoty kolegów. Grupa AT musi działać jak jedna pięść, kierowana przez jeden rozum, a w każdym działaniu trzeba kierować się rozsądkiem, a nie chęcią wykazania. Nauczycie się tego stopniowo. Okazji do wykazania się odwagą na pewno nie zabraknie, ale ma to być rozsądna odwaga. Każdy powinien wracać z roboty w jednym kawałku, a nie w foliowym worku…..

Tu włączył się „Malutki” – Stary wie co mówi, ja przeszedłem Irak i dwie tury w Afganistanie, tam strzelali naprawdę, a jak trafili to bolało, cała zabawa polegała na tym, aby nie dać się ani zabić, ani sponiewierać. Jeden musiał kryć drugiego, opiekować się każdym kolegą, i brać za niego odpowiedzialność. Działając w grupie – zawsze sobie radziliśmy, działania indywidualne prowadziły do strat. Nie dziwcie się starym, myśmy przeżyli dużo, ale przeżyliśmy i chcemy, żebyście też przeżyli. Uczcie się jak rozsądnie walczyć i jak rozsądnie walki unikać. A podstawowa zasada: Myśleć, myślenie naprawdę, k…. nic nie boli!

Dalszy ciąg wykładów nam przerwano. I to jak. Wyobraźcie sobie, że ten buc z Warszawy zdołał nam załatwić coś pożytecznego. Dzwonili z GMT, że mamy do obioru amunicję. Posłałem „Bombkę” i „Kruszynkę” do magazynu – przynieśli trzy konserwy 08 para. Ha, bogactwo – jutro jedziemy na poligon…

19 maja.

Z dzisiejszego poligonu i strzelnicy wyszło wielkie g…., w dodatku bardzo rzadkie. Wczoraj wieczorem i przez całą noc lało, grzmiało jakby to Alik wywęszył „tropiciela” z BSW. Od rana lało jeszcze bardziej, więc musieliśmy odpuścić. I co, k… zrobić z takim fantem. Chłopaków wysłałem na salę, niech się poprzewracają po macie.

Sam siadłem do kompa i wystukałem wniosek personalny na „Łysego” o podwyższenie dodatku, wydrukowałem i polazłem z tym do Szefa Kadr. Razem poprawiliśmy wniosek, sekretarka go przepisała na czysto i wspólnie poszliśmy do Starego na audiencję. W rozmowie wspomniałem też, że może szef by znalazł trochę forsy na prezent dla „Łysego”, w końcu facet ma za sobą piękną służbę i w woju i u nas. Staremu było widać bardzo ciężko, z forsą krucho, ale zgodził się na 300 dodatku i obiecał, że wygospodaruje, co będzie mógł na ekstra nagrodę. Najważniejsze, że szef zgodził się awansować „Malutkiego” na mojego zastępcę. Uzgodniliśmy też, że po moim odejściu – przejmie funkcję. W sumie pozytywnie, wyszedłem zadowolony. Szef obiecał, że przyjdzie osobiście na pożegnanie „Łysego” w przyszłym miesiącu. Wykruszamy się, k…., teraz wychodzi, że następnym za kilka miesięcy będę ja. Taki lajf.

Jak wróciłem do nas, powiedziałem o wszystkim „Malutkiemu”, prosząc by zachował to jednak w tajemnicy, a nuż nic nie wyjdzie… Poza tym zaproponowałem mu, by stopniowo zaczął przejmować wszystkie sprawy po „Łysym”; obiecałem mu też, że stopniowo go wprowadzę w moje, by się miał czas przygotować.

Oczywiście, k…. tajemnica u nas, pękła jak bańka. Najważniejsze, że chłopaki w pełni akceptują „Malutkiego”, więc wycie było wielkie, nawet Alik się włączył…

20 maja.

Dzień wstał piękny, po dwudniowych deszczach wyszło śliczne słońce, więc zaczęliśmy się szykować na poligon i strzelnicę. Niestety pękła bania. Z samego rana przyszedł do nas osobiście Zastępca ds. Prewencji przyprowadzając jakiegoś typa z KGP. Okazało się, że mamy nadzwyczajna kontrolę „po linii psów służbowych”. Gość z Warszawy był w mundurze inspektora – jakaś szycha z Biura Prewencji od psów służbowych.

Główna ma osobliwe, k…. podejście do kwestii psów. Zawsze uważałem, że są tylko takie możliwości, że pies się dogada z przewodnikiem (lub odwrotnie, w zależności od tego, który z nich jest bardziej inteligentny), albo nie. Jeśli nie, to albo pies się nie nadaje do służby, albo przewodnik, albo obaj i choćby, k…., sejm wydał ustawę o psach służbowych to jak „na dole” nie ma porozumienia to nic nie pomoże. Ale w Głównej w Biurze Prewencji są wydzieleni fachowcy od psów, najczęściej wydający bzdurne zarządzenia (których psy na ogół nie przestrzegają, przewodnicy różnie), albo opracowują nowe wzory druków statystycznych, np. do rejestrowania „długości linewki” w rozbiciu na: „rozmiar obroży”, „ilość zapięć szelek” itp.

Ale wracając do kontroli. Szycha z Warszawy oznajmiła, że przychodzą na nas liczne skargi, jako byśmy hodowali jakiegoś potwora zagrażającego ludziom. Oho, myślę sobie – BSW w akcji, to pewnie pokłosie tej dziury w portkach na dupie…. Szycha przede wszystkim chciała zobaczyć klatkę, w której trzymamy „potwora”. No to poszliśmy, na salę odpraw, bo tam jest wersalka, którą kiedyś załatwiłem dla dyżurnych jak jest służba całodobowa. Na wersalce smacznie spał Alik, zasłuchany w bluesa, którego mu „Bombka” puściła z netu – RMF Blues. Alik bardzo lubi bluesa. Na Zastępcę i Szychę popatrzył jednym okiem i demonstracyjnie odwrócił się na drugi bok – wystawiając dupę. Wszedł „Zagryź”, więc Alik się raczył odwrócić, następnie zeskoczył i przyniósł gościowi swoją ulubioną piłkę. Kupiliśmy kiedyś doskonałą piłkę do nogi, ale Alik zaraz pierwszego dnia ją przegryzł, oczywiście wybuchła mu w mordzie, teraz nosi tego swojego ulubionego flaka, nawet jak chodzi spać to ją bierze za sobą (a jakby mu ją ktoś ukradł?). Podrzucił piłkę, złapał w pysk i położył przed inspektorem, wyraźnie zachęcając do zabawy.

„To jest właśnie ten potwór” – mówię, a „Zagryź” zaraz zaczął opowiadać: „To najlepszy w Polsce specjalista od materiałów, z rodowodu mu wynika, że ma 1/8 krwi leśnego wilka, stąd jest taki wielki, zero agresji, u nas jest pełnoprawnym członkiem zespołu, wszystkich lubi i wszyscy go lubią, rozpuścił się jak dziadowski bicz. Alik wystawi wszystko, nawet pojedynczą łuskę w trawie, czy śniegu, to geniusz”.

Nie da się ukryć, że Alik jest rozpuszczony dokładnie. Ma kojec, ale sypia w nim rzadko, najczęściej wtedy, gdy wszyscy wyjeżdżamy bez psa, co się zdarza rzadko. Cichą tajemnicą jest, że „Zagryź” (który po rozwodzie mieszka sam w garsonierze) zabiera Alika do domu, gdzie pies ma warunki: sypia na tapczanie, a „Zagryź” na karimacie na podłodze (jakby na to nie patrzeć należy mu się, jest w końcu specjalistą, „Zagryź” ma niższe stanowisko). Skądinąd, Alik ma wygląd przerażający, jest znacznie większy od zwykłego owczarka, mordę wielką jak niedźwiedź, a zębiska ponad pięciocentymetrowe. Poza tym jest kurewsko silny i skoczny; zresztą „Zagryź” mu robi codzienne przebieżki przynajmniej po 10 km dla kondycji, a przy okazji zastawia mu różne gadżety do „znajdowania”. Dzięki temu pies jest taki dobry.

Zaraz też włączył się Zastępca, który też wychwalał Alika pod niebiosa, zresztą nasz zespół pirotechniczny ma najlepsze wyniki w kraju; a udział Alika w tym wielki jest. Gość słuchał, notował. Wtedy wtrąciła się „Bombka”: „jak można powiedzieć, żeby Alik był niebezpieczny dla ludzi, on nas wszystkich kocha”. Włączył się gość: „ale przecież kiedyś kogoś zaatakował”…., a „Bombka”: przecież mówię, że Alik jest przyjazny dla ludzi, a nie dla…..” Kopnąłem ją w łydkę, żeby się zamknęła i nie zabrnęła dalej. Od razu też zaproponowałem, żeby „Zagryź” zabrał „pana inspektora” na boisko za Komendą i pokazał, co pies umie. Zastępca podchwycił i poszli razem. Wrócili po dobrej godzinie – facet był zachwycony….

No, upiekło się nam, właściwie Alikowi. To w końcu jego zasługa – posłałem „Bombkę” do bufetu po pączka….

[cdn…] podinsp. w stanie spoczynku Adam M. Rapicki

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.