21 maja.
Nareszcie się udało wyjechać na strzelnicę. Wcześniej musiałem urządzić awanturę w GMT, bo poszedłem z wnioskiem o wymianę broni „Bombki” i „Kruszynki”. Najpierw się zarzekali, że nie mają nic porządnego, no to poprosiłem o telefon, żeby zadzwonić do Warszawy, to okazało się, że mają kilka extra glocków (dla naczelników). Wytłumaczyłem babie, że żaden naczelnik to nawet nie wie, z którego końca spluwy się strzela, wreszcie się zgodziła i wypisała asygnaty. Zaraz też posłałem obydwoje do magazynu, oddali rzęchy i dostali nowiutkie glocki, jeszcze w fabrycznych smarach i eleganckich kasetach. Szybciutko wyczyściliśmy to z „Malutkim” (benzyną, ale tego gówniarzom nie pokazywaliśmy), sprawdziliśmy mechanizm – ok. Na strzelnicy posprawdzamy spusty, w razie czego „Majster” poprawi to, co schrzanili konstruktorzy.
Popruliśmy na strzelnicę całym składem, łącznie z Alikiem, grillem i krzynką piwa. Najważniejsze, że wzięliśmy całą konserwę amunicji.
Kazałem chłopakom powystrzeliwać to, co mieli w magazynkach, ale ostrożnie, po dwa najwyżej, bo bractwo miało amunicję od 5 lat, więc mogło się zdarzyć, że proch zwietrzał do stopnia nie przepchnięcia kuli – jakby strzelać więcej – mogło porozdymać lufy. Faktycznie, w dwóch spluwach były takie zacięcia – nie przepchnięcie pocisku. „Majster” to załatwił prętem miedzianym i młotkiem. Krew nagła człowieka, k…. może zalać, jak się pomyśli z czym ludzie chodzą na ostrą robotę, a na konserwie wyraźnie napisano „zużyć w pół roku od otwarcia”.
Okazało się, że jeśli idzie o celność strzałów – sprawność nie zeszła poniżej naszej normy, ale z szybkością się znacznie pogorszyło. Z wszystkich tylko „Malutki” utrzymał formę, ale on mógłby wchodzić w zawody z Wild Billem Hickokiem. Ja straciłem z 10/100 sekundy na strzale techniką Wiesenthala, inni jeszcze gorzej, a przecież wszyscy w robocie ćwiczyli na sucho. W sumie jednak brak strzelnicy szkodzi.
Oczywiście „Malutki” dał kilka swoich popisów – strzelanie do kilku puszek zawieszonych na sznurku, strzelanie do podrzucanej puszki itp. Z kolei zabrał się za szkolenie „Kruszynki” i „Bombki” – jak zobaczyli naszą technikę to im ślepia wyszły na wierzch, bo podobno „Na szkółce nie uczyli”. No pewnie, że k…., nie uczyli, bardzo wielu rzeczy nie uczyli…
Później rozpaliło się grilla i posiedzieliśmy do wieczora; nawet „Mruczek” skoczył do domu po gitarę….
22 maja.
Z samego rana zabraliśmy się wszyscy na poligon i strzelnicę. W drodze dopadła nas wiadomość przez radio – maturalna – bomba w liceum; nawet po drodze, więc byliśmy zaraz. Wpadliśmy cała, k… grupą, robiąc awanturę na całego, nie dziwota, chłopaki byli wk…ni. Na miejscu czekał facet z Kryminalnego, który pokazał telefon jednej z nauczycielek z sms-em:
„Wylecisz w powietrze stara k… ty i twoja buda”. Już ustalono, że sms został nadany z telefonu na kartę, oczywiście nie do ustalenia. W pokoju dyrektorki roztrzęsione grono, w tym „stara k….”, która jak się okazało ulała kilka osób na maturze. Aktualnie trwają egzaminy, dyrektorka nie godzi się na ewakuację szkoły, ani uczniów, ani personelu, mamy łapać tak, jak jest. W kilku chłopaków poszliśmy obejrzeć samochód starej k…., bo przecież mógł jej ktoś wsadzić jakąś pigułę. „Zagryź” z Alikiem z planem szkoły w łapie – puścili się na sprawdzanie budynku. Pani dyrektor łaziła za nimi, chodziło o takie wejście na egzamin, aby go nie przerwać. Trwało to z dwie godziny, budynek czysty, jeszcze Alik obwąchał samochody „ciała” – też czyste. Mogliśmy się zwijać. Pani dyrektor w głos sławiła organizację akcji, więc ją sprowadziłem na ziemię, że się opamięta, jak przyślemy rachunek za działania….
Uff, wreszcie spokój, skądinąd do akcji maturalnej była przygotowana cała policja, a tu tylko jeden, głupi zresztą alarm….
Spakowaliśmy się do aut i na poligon. Tu już normalnie – strzelnica, okazało się, że nie jest najgorzej. „Majster” rano trochę udoskonalił pistolety „Bombki” i „Kruszynki” – wypróbowaliśmy je z „Malutkim”, a później „Malutki” zabrał się na serio za szkolenie szczeniaków, twierdził, że robią postępy… Muszą sobie radzić teraz, bo do formalnego szkolenia jeszcze sporo czasu, teraz szkoleń mało, bo ludzie nie mają forsy na michę, niektórzy zaciągają kredyty, komendy też pomagają…..szkoły policyjne zaczynają padać…
25 maja.
Poniedziałek, dzień, k…, odprawowo – szkoleniowy. Zostaliśmy wszyscy wezwani na bardzo ważną odprawę na wielką salę, okazało się, że jest tam spęd całej komendy. No to siedzimy, przyszedł Zastępca ds. Logistyki i przyprowadził jakiegoś typa w mundurze inspektora. Gruby był i nieruchawy (ciekawe, czy kiedykolwiek musiał uczestniczyć w sprawdzianie sprawnościowym, no chyba, że dla czołgów). Przedstawiono – był to bardzo ważny naczelnik od logistyki z KGP, który miał wygłosić wykład szkoleniowy na temat, a jakże, k…., oszczędności w policji. Bardzo ważny naczelnik oczywiście przyjechał porządną furą z kierowcą.
Wykład był przedni – „znacie, to, k…. posłuchajcie”: „wyłączać zbędne żarówki, oszczędzać benzynę, nie gotować wody w czajnikach (a w czym), nie używać grzałek. Żarówki zastąpić słabszymi. Nie używać telefonów, nie wolno dzwonić na miasto, ani na komórki, komórek też nie używać. Nie było tylko o tym, żeby nie oddychać. Na zakończenie spiczu – facet poprosił o zadawanie pytań i zaprosił do dyskusji. Tu nie zdążyłem zareagować i „zgasić” drania, poderwał się „Krótki” i głosi: „panie inspektorze – mamy zalecenie oszczędzać paliwo, ja dostaję 50 l. na miesiąc i muszę sobie z tym radzić, a pan na wygłoszenie tych banałów przyjechał z Warszawy, 300 km. Samochodem z kierowcą. Pana auto zatem musi spalić co najmniej 50 litrów dla dwóch osób w jeden dzień, to znaczy tyle, ile ja na miesiąc”. Nastała cisza, wielka cisza, a później się zerwały gromkie brawa sali. Gość oniemiał, więc wstał jakiś facet (o ile poznałem z dochodzeniówki) i głosi: „panie inspektorze, jak trzeba wezwać świadka na przesłuchanie i zadzwoni się do niego – to kosztuje to kilkadziesiąt groszy, a facet jest zadowolony, że się może umówić na dogodny termin i chętnie przyjdzie. Jak nie można zadzwonić to się wysyła wezwanie pisemne, co kosztuje 5,50 zł., na takie nie zawsze przyjdzie, bo mu nie pasuje, to czasem tych wezwań trzeba wysłać kilka. Zdarza się, że świadka trzeba ściągnąć natychmiast, na przykład na okazanie albo do konfrontacji – to się wysyła auto i to kosztuje kilkadziesiąt złotych. Więc proszę objaśnić na czym polegają oszczędności w telefonach”. Tu brawa były jeszcze większe, jak się wrzawa trochę uspokoiła to wstał gość z Kryminalnego i mówi: „Wie pan, z tymi oszczędnościami telefonicznymi to jest tak, jak się będę chciał umówić prywatnie z „walencją” – to dostęp do telefonu znajdę, a jak będę musiał zadzwonić do świadka – to mi się nie będzie chciało szukać”. Tu aplauz był zupełny, zrobiła się taka wrzawa, że w ogóle nie było nic słychać kto co mówił. Grubas się miotał (dostojnie), Zastępca uspakajał i apelował, a bractwo ryło… i zaczęli się rozchodzić, mimo apeli uświęconego logistyka….
Myśmy też poszli i zaraz też oszczędnie ugotowaliśmy wodę na kawę, a Alik dostał polecenie oszczędzania prądu i benzyny… jak również nie używania komórek… „Malutki” to wpisał do dziennika szkoleń – jako szkolenie specjalistyczne.
26 maja.
Fajny dzionek, mieliśmy zamiar stlenić się z firmy na poligon, ale, k…, biednemu zawsze wiatr w oczy, k…, wieje. Zadzwonił dyżurny i wysłał nas na nietypowe działania. Na moście przez Wisłę, na wysokim łukowatym przęśle stoi jakiś facet i grozi, że skoczy do wody. Cóż, nic dziwnego, upał jak cholera, może się chce ochłodzić. Pojechaliśmy. Faktycznie po górze mostu łazi jakiś facet, na dole kilku policjantów i jeden radiowóz. Gliniarze przekonują gościa, żeby zlazł, ten każe się pocałować w d….., ruch na moście sparaliżowany. Podchodzę do dowodzącego – ten do mnie, żebyśmy drania zdjęli, podobno Oficer Dyżurny miał im powiedzieć, że mamy fachowych negocjatorów. No to ja pokazuję „negocjatora” na pasie i proponuję, żeby gada zdjął z mostu „Malutki” ….jedyna metoda – karabin snajperski. W tym mniej więcej czasie podpłynęły dwie motorówki z Wodnego Komisariatu (skąd oni mają tyle, k…., benzyny, by się po rzece wozić). Motorówki krążą w kółka pod mostem, gliniarze w kamizelkach ratunkowych czekają na gościa. Nie miałem ręcznego głośnika, więc rozmawiałem z facetem przez głośniki radiowozu. Obiecałem mu szybki koniec, jak się wk….. i uruchomię snajpera. Tamten gada, że mu i tak na życiu nie zależy, więc wsio ryba, czy się utopi, zabije skacząc, czy go zastrzelą. Na to ja mówię, że szkoda byłoby strzelać, bo nabój do snajperki kosztuje ciężkie pieniądze. Chyba po godzinach takich przepychanek facet zlazł z górnego przęsła, przelazł przez barierę i trzymając się jej szedł w stronę środka rzeki. Z obu stron podchodzili do niego moi ludzie. Zanim zdążyli – facio się odbił i skoczył do Wisły, plusk, zanurzył się, ale nie więcej jak 3 metry od motorówki. Któryś z motorówki w kapoku, asekurowany liną – wyskoczył i ucapił niedoszłego samobójcę. Podpłynęli do bulwaru – gada ociekającego wodą wywlekli na ląd i chcieli oddać gliniarzom z radiowozu, ale podpłynęła druga motorówka. Jeden z załogi wyskoczył i krzyknął: „to ten sam sk…syn, któregośmy w zeszłym tygodniu z wody wyciągali, tyle, że skoczył z drugiego mostu, zawieźliśmy go do wariatkowa, ale musiał zwiać, albo go puścili”. Podszedłem i pytam drania, czy to prawda, ten mówi, że tak, w zeszłym tygodniu też „chciał skończyć ze sobą”, ale mu gliniarze przeszkodzili. A „słychać” było od niego gorzałę, jakby z tydzień chlał. No to mówię: „recydywa – zrobić mu wnioch do Sądu Grodzkiego za „kąpiel w miejscu niedozwolonym”.
Gliniarze z Wodnego się ucieszyli za mądrą radę, wzięli facia do radiowozu (akurat przyjechał), oczywiście do kanciapy, bo cały mokry i jazda do aresztu; wnioch się pisze…
Wróciliśmy do bazy, napisałem notatkę z interwencji, ale już się zrobiło za późno na poligon; chłopaki wzięli piłkę, Alika z jego sflaczałą piłką i poszli na boisko….
27 maja.
Wygląda na to, że się udupiliśmy w dodatkową robotę i to na dobrą sprawę za friko.
Z samego rana przyszła do nas szefowa szkolenia. Od początku wyciągnęła słoiczek kawy Velvet (moja ulubiona), zapewne na znak, że przychodzi oficjalnie i jak najbardziej służbowo. No to zrobiliśmy kawkę (mleczko i cukier nasze), pogadaliśmy trochę o pogodzie i ploteczkach i wreszcie wylazło szydło z worka. Dziewczyna mówi, że jej szkolenie siadło kompletnie, został jej aktualnie tylko jeden instruktor (do tonfy), wszyscy pozostali instruktorzy: ogniowi, od techniki interwencji itd. poszli w pizdu, czyli na emerytury, albo renty. Oczywiście nowych nie ma, ani nawet nie ma z kogo wyszkolić, poza tym na to potrzeba czasu. Dotychczas sobie radziła tak, że brała instruktorów – emerytów na umowy zlecenia i jakoś łatała dziury, ale teolog – logistyk zakazał tego niecnego procederu. Klops.
Faktycznie, mówię: „to już nie jest pierwszy taki numer. Pamiętam jak przed laty był w firmie taki wybitny ekspert od pożarów, nazywali go kapitan Zgliszcz, fachura, nad fachury, chyba najlepszy w Polsce. Lata mu wyszły i odszedł na emeryturę. Zatrudnili go na pół etatu jako emeryta, dalej robił to co robił. Jakaś podupcona kontrola z Warszawy kazała oszczędzać, więc gościa zwolnili. Zarejestrował się w Sądzie jako biegły, oczywiście dalej go wykorzystywali, tyle, że jak sam mówił za samo podniesienie słuchawki w domu wystawiał rachunek (z VAT) ze trzy razy większy, niż ta jego połówka etatu, ktoś k…, zrobił oszczędności. To teraz z tymi instruktorami też tak samo”. Dziewczę przytakiwało, ale przeszła do rzeczy: „ludzie coraz mniej umieją, mnie już nie chodzi o moją działkę, ale w końcu ktoś zginie, albo go poturbują. U was są fachowcy, sprawdziłam, że macie uprawnienia instruktorskie – może by się udało parę szkoleń przeprowadzić?”. To problem, jeszcze paru ludzi mamy, ze szkoleniem w sztukach walki kłopotu nie będzie, zresztą sporo chłopaków z CBŚ-u i Kryminalnego chodzi z naszymi na siłownię, mogliby poprzewracać się z nami na macie. Ale kłopot ze szkoleniem ogniowym, trzeba zdobyć amunicję, poza tym naszą strzelnicę przerobili na magazyn papierzysk, a ta na poligonie jest ze 20 km w jedną stronę. Jakby się dało załatwić autobus i pestki – to ostatecznie „Malutki” z jego „dziurkaczami” coś mogą pokazać. Na to dziewczę, że nawet tarcz strzelniczych w tym burdelu nie ma. „No problem, mała” – mówię – trzeba pogadać z Rzecznikiem, niech pozałatwia materiały wyborcze, teraz wybory są często, to makulatury ze zdjęciami kandydatów na ojców narodu jak nasrał, nawet przyjemnie się do tego strzela, zwłaszcza jak człowiek sobie pomyśli, co poniektóry sk….syn nawywijał, jak był w sejmie”. Widzę, że dziewczyna zachwycona, ale nieśmiało wspomina, że BSW też ma potrzeby. Tu się postawiłem, właściwie nie, zaproponowałem skromnie, że mogę im przydzielić Alika – instruktor do biegów przełajowych jak znalazł……
No i tak się wpieprzyliśmy. Z drugiej strony z Kadrami trzeba dobrze żyć, mamy jeszcze sporo spraw do załatwienia…
[cdn…] podinsp. w stanie spoczynku Adam M. Rapicki