4 września.
Rano grupa „Malutkiego” pojechała do Sądu. W bazie nic się nie wydarzyło. Koło południa zadzwonił nasz adwokat. Okazało się, że żadna odpowiedź na „list adwokacki” nie nadeszła, więc na porządku dziennym stanęło złożenie pozwu. Pozew jest gotowy. Prosił tylko, by każdy z nas napisał oświadczenie, że należności nie wpłynęły, z dzisiejszą datą.
Forsa u mnie i innych nie wpłynęła. Pozbierałem oświadczenia, pozostałe od grupy z Sądu zbiorę jak wrócą i w poniedziałek podrzucimy je papudze. Koło południa (to ostatnia szansa), czyli do przyjścia listonosza, jak nie będzie odpowiedzi z Komendy – pozew ląduje w Sądzie. Ustaliłem poufnie, ze Radca Prawny dalej na L-4, a jego pomagierzy nie odważyli się niczego wysmażyć. Szefostwa Finansów też nie ma, krótko mówiąc nas i naszego adwokata olali gruntownie. Cóż, sami chcieli…..A w Biblii stoi napisane „kto sieje wiatr, burzę zbiera”…
7 września.
Rano „Baca” ze swoimi pojechał do Sądu. Sprawdziłem telefonicznie – dzień spokojny, akurat przesłuchują biegłych, nie widać żadnego zagrożenia dla bezpieczeństwa rozprawy.
No to, skoro tak – pozbierałem te oświadczenia chłopaków, wskoczyłem w cywilki i pofatygowałem się do naszej papugi. Już wyprowadzałem auto z parkingu – gdy spotkałem przy bramie Zastępcę Kryminalnego, pogadaliśmy chwilkę przez okna, jak się dowiedział, gdzie jadę – wprosił się do mnie. Czemu nie, postawił tylko swoje auto na parkingu i popruliśmy.
Adwokat przyjął nas serdecznie pokazał przygotowany już pozew, dołączył do kompletu nasze oświadczenia. Pozew przeczytałem – fantastyczny, gęsto przytaczający orzecznictwo Sądu Najwyższego, Trybunału Konstytucyjnego i orzecznictwo strasburskie. Jak dla mnie, mucha nie siada. Zastępca Kryminalnej też go przeczytał, a że to prawnik z wykształcenia więc też ocenił robotę na 5 z +. Oni zresztą są następni – tylko parę dni muszą jeszcze czekać.
Adwokat wyliczył dokładnie wysokość wpisu, powiedział, że od razu założy i wniesie opłatę w postaci znaczków sądowych, żeby skrócić procedurę.
Wracając z Kancelarii zatrzymaliśmy się jeszcze na kawę, żeby spokojnie pogadać. Kryminalny sporo się dowiedział o naszych pomysłach. W całej logistyce totalna popelina, sprawa od strony prawnej jest nie budząca wątpliwości, konkretny przepis ustawy. Natomiast nikt się nie chce „wychylić” i przyznać nam rację. Strzegą tej tajemnicy przed Warszawą, jak oka, k…., w głowie. Tak czy inaczej decydującą rolę będzie miała opinia Radcy, ale ten się uchyla i schował się na L-4. Wcale mu się nie dziwię, też jako prawnik musi nam przyznać rację, a jednocześnie musi walczyć przeciw. Schizofrenia, k… służbowa. Na to jednak, by ktoś poszedł po rozum do głowy ….dawno przestałem liczyć. Zobaczymy, za kilka tygodni się wyjaśni.
8 września.
Zanim zdążyliśmy wyjechać (moja grupa) do Sądu – przyszła sekretarka Zastępcy i przyniosła ogromnie pilna pocztę do „zapoznania i stosowania”. Nawet nie rzuciłem na to okiem, poprosiłem „Malutkiego”, by zrobił odprawę dla chłopaków, a moja grupa zapozna się z tym po powrocie. No i pojechaliśmy.
Dopiero po powrocie dowiedziałem się o co chodzi. Rzecz w tym, że „Malutki” generalnie nie lubi odpraw, szkoleń, chociaż z racji stanowiska musi się tym zajmować, poza tym i tak od samego rana był wk…ny. Mimo to facet jest spokojny i bezkonfliktowy. Ale nawet stoik „Malutki” nie zdzierżył nowego ukazu Komendy Głównej. Jak prosiłem, zwołał odprawę i zaczął czytać „nowe”. Wcześniej nie przeczytał sam, więc też nie widział o co chodzi. Otóż bowiem Komenda Główna wyejakulowała w mądrości swej niezmierzonej: „szczegółowe zasady schludnego wyglądu policjantów”. Chodziło o to, że dostrzeżono, iż policjanci noszą niechlujne uczesanie, za długie, lub za krótkie włosy, kitki, wąsy, brody, pejsy, kolczyki w uszach w nosie (o pępku nie wspominano). „Dla ujednolicenia wyglądu policjantów wprowadza się szczegółowe zasady dotyczące wyglądu” itd. ble, ble.
Ledwie „Malutki” skończył wygłaszać, z należytym uszanowaniem, warszawski ukaz – ozwał się zbiorowy śmiech. Nic dziwnego, „Malutki”, był odziany w swój zwykły strój organizacyjny, czyli stare portki mundurowe, które nożem up…lił nad kolanami, adidasy, kolczyk w uchu. Tors miał odziany w czarny podkoszulek. „Malutki” w ogóle najczęściej nosi czarne podkoszulki z różnymi emblematami. Raz jest to herb Harley’a – Davidson’a, innym razem emblemat zasłużonej policyjnej firmy: „Smith & Wesson”. Jak raz dzisiaj miał na podkoszulku proklamację ideową: „I Fuck the Radyjo”, dobry Bozia strzegł, że akurat dzisiaj nie włożył podkoszulka z: „I Fuck KGP” (taki też ma).
Dostojny ukaz wywołał głośną wrzawę, nie dziwota – „Zagryź” nosi kucyk, w obu uszach kolczyki i małą bródkę. „Mruczek” – brunet z niebieskimi oczami nosi kędziory na Apollina, które zapewniają mu powodzenie w „łowach”. W zasadzie większość nosi albo gołe czachy, albo ostrzyżone na krótkiego jeżyka, ale kilku ma jeżyka w fantazyjne wzory.
Mundury wszyscy mają wporzo, stare, ale czyste, wyprasowane i połatane. Wszyscy mają świetne buty, oczywiście „własne”. Całość oporządzenia też najczęściej własna, przy czym kabury są różne, najczęściej typu „wenk”, ale kilku ma izraelskie, plastikowe. Nie da się złego słowa powiedzieć o broni – zawsze wypucowana i wypieszczona. Czapek nikt nie nosi, w akcji i tak się nosi kominiarki i kaski, a w Firmie kogo to obchodzi.
Najgorsze, że ukaz zapowiadał stałe kontrole „schludności służbowej”. Cóż było robić, niech tylko jaka, kontrolna k…. spróbuje się zbliżyć do drzwi, za którymi waruje Alik. On na pewno będzie bronił jak lew swojego pana, a przy okazji i nas….
9 września.
Zaraz jak przyszedłem do pracy powitał mnie „Malutki”, oczywiście ubrany schludnie. Dzisiaj miał jak zwykle czarny podkoszulek, jednakże z deklaracją ogólną: „I Fuck….” Znaczyło to, że jest ogólnie niechętny wszystkim i wszystkiemu, a nie wierny konkretnej idei. Grupa pojechała do sądu, zrobiło się trochę spokojniej, więc zrobiłem sobie kawę, a następnie przeczytałem te wczorajsze papiery. Doszedłem do wniosku, że mogę przeprowadzić akcję uświadamiająco – wychowawczą. Na pierwszy ogień poszli „Zagryź” z Alikiem. Alik zgłosił się do służby nieogolony. „Zagryź” powiedział, że z kucykiem mu jest do twarzy, poza tym żona lubi, pytam która, bo jest po dwóch rozwodach. „Nieważne” – bąknął, więc widocznie się znowu z kimś zapodział. „No to” – mówię mu – jak musisz już mieć długie kłaki to może czesz się, k…, w schludnego, k…., koczka, pod czapką nie będzie widać”. „Nie mam, k…., czapki szefie, szef mi ją zabrał i dał Alikowi, jak trzeba było zrobić zbiórkę na „Bacę”. „A Alik ci nie oddał?” „Szefie, Alik nie wypuści niczego co mu w mordę wpadnie”. „O, k…, w mordę”, powiadam. No to zabrałem się za „Bombkę” która miała kucyki ze wstążeczkami, koła w uszach i pazury na czerwono. „Bombka” dlaczego masz takie, k…, pejsy, czy jesteś pewna, że to wygląda schludnie, poza tym masz czerwone pazury, jakbyś miała granatowe, to bym powiedział, że służbowo, a tak?” „Szefie, tak się panu nie podobam?” odpowiedziała rezolutnie. „Cholera, podobasz mi się, ale nie wiem czy to jest schludność służbowa”.
Na szczęście napatoczył się „Krótki”, którego op… łem, że ma auto obesrane (przez gołębia), to na pewno nie było schludnie. „Krótki” oświadczył, że auto mył rano., a gołąb nasrał przed chwilą. „To wydaj, k…. zarządzenie, w formie kartki za szybą, że gołębiom się, k…., zabrania strać na samochody w godz. 8 – 16. Bierz, k…., przykład z KGP, oni wszystko potrafią na papierze wykreować”…..
Uff, alem się, k…, zmęczył; nie mam k…., talentów pedagogicznych do wdrażania mądrości z Warszawy”…..
10 września.
Jak tylko przyszedłem do pracy, powitał mnie „Malutki”, który był dzisiaj wyjątkowo schludny, demonstrując życzliwość dla całego świata, miał bowiem na podkoszulku inskrypcję: „I like kill”. Zaraz też zebrał swoich, włożył mundur, ale tak rozchełstany, by napis było widać w całej okazałości, kamizelkę, pas z bronią. Na łeb, zamiast kominiarki włożył z kolei arafatkę, którą osłonił mordę, że tylko widać było oczy – jak z nocnych koszmarów o bojownikach Al. Fatah. Pojechali do Sądu.
Ja, pogoniłem chłopaków na matę, żeby się trochę rozruszali, a sam zaszedłem do Kryminalnego, gdzie mieliśmy się spotkać z kierownictwem CBŚ-u, bo planują na przyszły tydzień wspólną, większą realizację, w związku z czym potrzeba kilku fachowców z narzędziami do utrzymania ładu i porządku publicznego, jako to – snajperów, szturmowców, i w ogóle kilku spokojnych ludzi.
Szef Kryminalnego wyciągnął z szafy czajnik i słoik kawy, dał sekretarce, więc zapowiadało się na cichą i spokojną naradę.
Nic z tego – przez nagle otwarte drzwi z sekretariatu weszło dwóch smutnych, grubych i garniturowych facetów, okazało się, że z Warszawy, z Biura i od razu przedstawili plan kontroli pionu kryminalnego pod względem schludności. O, k….., w CBŚ-u się jeszcze noszą dość nobliwie, chociaż, poza naczelnikiem i to na ważnej odprawie nikogo w krawacie nie widziałem, ale Kryminalni starają się upodobnić do swoich klientów, fachowo nazywa się to mimikra, więc złachane dżinsy, dredy, kolczyki, porozciągane podkoszulki i dziurawe tenisówki są na porządku dziennym. Szczególnie obie sekcje narkotykowe wyróżniają się malowniczym wyglądem.
Tych dwóch smutnych od razu wlazło z mordą na obu naczelników, że policjanci powinni ubierać się elegancko, biała koszulka, krawacik, granatowy garnitur, bo to powaga państwa, firmy itp. Szczególnie jeden perorował, łażąc po pokoju i wymachując łapami. Niby nie mój interes, ale mówię gościowi, żeby trochę skręcił potencjometr, bo się nabawi zapalenia strun głosowych. A ten na mnie z mordą, że z łachmaniarzami nie będzie rozmawiał. O, k….., ale zachowuję spokój i grzecznie pytam, czy jest przekonany, ze kryminalni gliniarze powinni nosić krawaty? „Oczywiście” – powiada facio, „a poza tym garnitury, wypastowane półbuty itd. On sam pracuje wiele lat w Biurze i chodzi w krawacie”. Podnosił głos i napierał na mnie, więc złapałem go za krawat, sprowadziłem do parteru, przydeptałem kowbojskim butem i grzecznie pytam, czy podtrzymuje swoje, k…. zdanie na temat krawata, że dla gliniarza krawat, albo szalik to śmierć, nie mógł nic mówić – tylko mu gały wyszły na wierzch.
Tak musiałem przerwać naradę, umówiliśmy się na inny termin, poradziłem tylko, żeby tych dwóch dupków wyrzucić, przez okno (VIII piętro), nawet otworzyłem jedno skrzydło okna, ale już ich nie było.
Zawsze dziwiłem się w naszej firmie tego, że najbzdurniejszy pomysł zawsze znajdzie szczerych i nadgorliwych wyznawców i wykonawców, przeważnie zresztą jakieś nieprawdopodobne miernoty, dla których to jedyna szansa, żeby zaistnieć…
[cdn…] podinsp. w stanie spoczynku Adam M. Rapicki